Przez krótki moment jubileusze pozwolą nam
odetchnąć, bo ten rok naszpikowany mamy różnymi obchodami a jak wiemy jednym z ubocznych zysków
z jubileuszy i obchodów bywają butelki a czasem cały ich wachlarz kształtów, kolorów i wielkości.
Na widok tej puszystej butelki aż mi się kokardy rozwiązały z radości no, bo jak miały nie ucieszyć tak czarująco ociężałe kształty czy maleńkie, słodkie uszko? W rezultacie puszyste kształty okazały się podstępne, bo domy na butelce mają zupełnie różne piony właśnie przez te wypasione kształty, ale moich umiejętności starczyło tylko na takie piony jak widać.
W nawiązaniu do poprzedniego wpisu i turkusowych potyczek zrobiłam puszkę, ale o ile pierwsza puszka kipi czerstwym, jaskrawym turkusem i zielenią to na drugiej turkus stonowałam do bezkresnych morskich głębin.
Pogoda ostatnio nas rozpieszcza i jest uroczo zwłaszcza na wsi, gdzie zewsząd bije romantyzmem aż chce się spędzać czas na, zewnątrz, bo ciepło do późnego wieczora oplata ciała. Żeby jeszcze bardziej magicznymi uczynić te ciepłe dni i wieczory zrobiliśmy sobie w ramach manufaktury małżeńskiej ławkę i stolik systemem tradycyjnym, czyli małżonek od techniki był a ja od ozdóbek. Całość kombinowana, bo deski z głębokich gardeł szop wydobyte tylko metalowe elementy zostały dokupione i jeszcze raz dla upamiętnienia pewnego pięknego jubileuszu pięćdziesiąt tulipanów wtoczonych w kankę.