czwartek, 29 maja 2014

Mieszanka chorobowa

Ponieważ znowu dałam się powalić choróbsku, więc poza tym, że moje życie w sieci zamarło to dziś jak zwykle klamoty, które udało mi się wykonać na terytorium i w obrębie łóżka i takich, które by mi by mi tego łóżka nie zasłoniły w całości. Zrzędzić nie będę, bo chyba nigdy nie udało mi się wstrzelić w taką pogodę tyle, że podwyższona temperatura ciała plus wysoka temperatura za oknem to prawie jak zderzenie z przegrzaną lokomotywą a dołożywszy potyczki z upierdliwymi muchami to bardzo ciężko mi się było skupić na robótkach.



Na początek odrobina zachłanności, ponieważ wymodziłam doniczkę, która z nadzieją bierze udział w wyzwaniu Szuflady, bo bon jednego ze sklepów, który ufundował nagrodę zarówno finansowo jak i mentalnie mógłby znacząco wesprzeć moją "tfórczość" (na wszelki wypadek załączam właściwą pisownię słowa twórczość). Uściślając temat chodzi o nietypową doniczkę lub jej nietypowe zastosowanie a w moim przypadku jak widać doniczka przeznaczona jest na drewno-duperelki. 





 



Gdzieś, kiedyś pisałam, że jeszcze nie udało mi się zrobić niczego z motywem lawendy poza pewną doniczką, której nie pokażę choćby mnie na kole łamano, więc takie oto dwa drewniane elementy lawendowe przykleiłam na szafce łazienkowej i o ile nie poszalałam z wielkością to być może pociągną one za sobą kolejne rzeczy ozdobione w ten deseń.


Cenzura twierdzi, że elementy te nie pasują do szafki i już sama nie wiem, bo może mi od tej wysokiej temperatury i hektolitrów medykamentów coś się pomieszało i straciłam poczucie kolorów. 



Serducho z narcystycznym panem, którego musiałam ostro bielić i tepować, bo w pierwszej wersji wyszedł kolorowy jak dolar z wysp Cooka, jednak panu nic nie przeszkadza nawet kiedy mu posadziłam na cylindrze motyla to on ciągle wesół. 




A na koniec puszka, która jest zajawką kolejnego posta, który czeka już co najmniej kwartał a uzależniony jest od pewnego spotkania, czyli wszystko, co chcielibyście wiedzieć na temat odbitek nitro a czego się ode mnie nie dowiecie. 














Nie ufam ludziom, którzy nie lubią słodyczy.
słodycze

niedziela, 11 maja 2014

O efektach niekoniecznie zamierzonych i nowych wyzwaniach starych jak świat



Tym razem utyskiwanie na przeróbki zostawiłam na koniec i to ze zdjęciem żeby udowodnić, że nie zmyślam, bo z komentarzy wynika, że mi nie dowierzacie. W każdym razie na tym mini komplecie nic i nikogo nie ratowałam, nie reanimowałam i nie szlifowałam i na upartego mogłabym nawet nadstawić pierś do orderu, bo w zasadzie szło jak po maśle tyle, że zwykle wyobrażenia mają większe ambicje niż rzeczywistość.



Pisałam ostatnio, co prawda z pewną nieśmiałością, że zelżało mi rombowe schorzenie, ale jak widać była  to deklaracja na wyrost. Romby wróciły z siłą wodospadu a ich kanciaste kształty znowu trzymają mnie mocno w cuglach i wygląda na to, że moje zwoje okopały się na jednym stanowisku. 


Doszło też do pierwszego bliskiego kontaktu z pastą, która nosi intrygującą nazwę - efekt metalu, bo rzeczywiście taki jest jej efekt a żeby go osiągnąć trzeba ją wypastować czymś białym w tym przypadku zrobiłam to woskiem firmy starwax.  Jak widać metoda nie jest dopracowana a efekt metalu nie jest oczywisty, bo wyszło coś między betonem a węglem pochlapanym gipsem, ale będę ćwiczyć. Znowu mix technik wrzuconych do jednego wora no i wróciły misie i coś widzi mi się, że misie też będą wracać tu jak bumerang.


A teraz o przeróbkach i durnym błędzie, jaki popełniłam na prawie gotowym już organizmie, ale moja reputacja jest i tak nadwyrężona, bo ciągle coś poprawiam. Wprawione w bojach dekupażystki gołym okiem wychwycą, że pocralcowane pudełko polakierowałam zbyt suchym pędzlem i zrobiło się po zawodach. Szkolny błąd na szczęście tylko wierzch szlifowałam, bo całość nie wchodziła w grę i na pewno pudełko skończyłoby w piecu. 

Niniejszym zezwalam na kopiowanie i rozpowszechnianie zdjęcia tego pudełka do woli i ku przestrodze a nawet możecie wrzucić je na pulpit z napisem: jak w mgnieniu oka skutecznie spaprać własną pracę.




Ostatecznie po wyszlifowaniu nakleiłam inny obrazek, okręciłam koronką i wystarczy.





Kolejne świeczniki ze szklanek po musztardzie deweley a poniżej z dwoma poprzednimi.

Z życiowego dziennika donoszę, że zaczęłam biegać a piszę żeby niełatwo mi było się z tego wywinąć. Biegam z trzech powodów:

a/ zdrowotnych, 
b/ z powodu utycia, 
c/ bo mam las 20 metrów za domem i tylko głupi nie biega jak ma las 20  metrów za domem (no chyba, że jest zdrowy i nie utył).  
Biegam z psem i on ma również pewne powody, dla których biega:
a/ z powodu utycia,
b/ bo zawsze chce być z tymi, którzy  mają las 20 metrów za domem,
b/ bo lubi.
Jak widać nie wszystkie punkty mam zbieżne z psem, ale są już pierwsze efekty, bo kilka razy dogoniłam autobus oszczędzając szokującego widoku tym, którzy mieli szczęście już być w tym autobusie, kiedy to moje lico oblewał rumień w kolorze dojrzałego buraka a płuca wywijały się na lewą stronę. 













Tyle dróg budują, tylko, k.....  nie ma dokąd iść!  
Jan Himilsbah