niedziela, 19 kwietnia 2015

W krainie wiecznych przeróbek

Wiosna jak zwykle na wiosnę bawi się z nami w chowanego, więc sezon kawowy na naszym tarasie metr na metr mimo uroczystej inauguracji został zawieszony, ale moje dylematy pobudziły się na całego, czyli - czy od zaraz przejść na dietę czy od najbliższego poniedziałku? Czy już przeczołgać zwoje by zrównać stosunek tych naprostowanych do pokręconych i pokazać środkowy palec przeterminowanym celom i marzeniom, które za cholerę nie chcą się przybliżyć o spełnieniu nie wspominając? Czy wreszcie przestać bić się z myślami i przeprosić te niezasłużenie sponiewierane, które dogorywają gdzieś w archiwach świadomości a z jakiś zadętych powodów zostały zapomniane? 
 

Jedną z takich zapomnianych myśli po krótkim treningu zwiotczałych mięśni odpowiedzialnych za podtrzymywanie, co większych pędzli było upolowanie dużego zwierza, czyli mebla do odnowienia. Miała to być też kuracja na wytrzebienie wypalenia blogowego i coś jakby wiosenne topienie marzanny, ale szybko przyszło mi zauważyć, że wszelka zwierzyna dawno została wycięta w pień. 
 



Jednak zwoje to też fragment człowieka odpowiedzialny za kreatywność zwłaszcza, jeśli nie chodzi o fizykę kwantową, więc co robi niewykwalifikowana dekupażystka, kiedy brakuje jej mebli do obróbki? Oczywiście przerabia to, co już zostało przerobione tym bardziej, że dostarczono kolejną partię pewnej substancji poruszającej się równie dostojnie, co niegramotnie, czyli puszkę farby kredowej Anny Sloan.  



Wtajemniczone czytelniczki gołym okiem wytropią, że kredens przerabiany był już nie raz za każdym razem z nadzieją, że to ten ostatni, ale poprzednich wersji nie pokażę, niech lepiej sobie spokojnie tkwią w tych blogowych kanałach. 


 Oczywistą oczywistością jest, że mebel nie spełniał oczekiwań, więc nie miałam skrupułów żeby się do niego po raz kolejny dobrać. Plusem dodatnim przeróbek w podobnej tonacji jest to, że jeśli się czegoś nie domaluje to i tak nie widać a minusem, że kiedyś cała ta skorupa odpadnie w całości. Tym razem wykończyłam go lakierem a nie woskiem, bo Maryśka zrobiła sobie z niego szlak komunikacyjny a lakier lepiej zabezpiecza przed zabrudzeniami jednak cenowo wosk wypada korzystniej. Generalnie meble z lat pięćdziesiątych nie są wdzięczne w obróbce, ponieważ nie mają żadnych naturalnych dekorów ani zawijasów i wszystkie ozdóbki wykombinować trzeba samemu. 

 

 
Kuferkowi stojącemu na kredensie też nie odpuściłam i przerobiłam go dostrajając do reszty, a ponieważ przez przypadek wpasował się w wyzwanie Szuflady schabby chic to zgłaszam go do konkursu. 

http://szuflada-szuflada.blogspot.com/2015/04/wyzwanie-kwietniowej-goscinnej.html
 
 
 
 
 











Demokracja jest wtedy, kiedy dwa wilki i owca głosują, co zjedzą na obiad. Wolność jest wtedy, kiedy dobrze uzbrojona owca podważa wynik głosowania.
Benjamin Franklin



poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Setka mi stuknęła!



No i stało się. Już po czterech trzech latach prowadzenia bloga dochrapałam się stu postów a tak niewiele brakowało bym przeoczyła tę jakże doniosłą uroczystość, czyli znowu jest okazja by poużywać sobie z fajerwerkami. Postaram się jednak by nie przytłumiły one treści, co nie jest prostym zadaniem dla moich, co bardziej kreatywnych zwojów, które w oka mgnieniu rozgrzewają się niczym huta szkła i konia z rzędem temu kto da radę je ujarzmić. 


Fakt, częstotliwość mam jakby kot napłakał a policzyłam nawet taki wpis, który nie mam pojęcia jak i dlaczego wciągnęłam w kopie robocze, jednak nie będę go wywlekać z blogowych lochów, bo świat nic na tym nie stracił.  Zastanawiam się, co będzie za kolejne cztery lata a zgodnie z obecnymi trendami  i niezbędnymi do życia teoriami na temat planowania życia powinniśmy to wiedzieć najlepiej już w poprzednim życiu, ale dla bezpieczeństwa nie będę też majstrować przy biegu zdarzeń żeby koniunktura nie obróciła się przeciwko. 




Zauważyłam jednak, że istnieje takie zjawisko jak wypalenie blogowe, bo euforia podobnie jak stan zakochania ma swoje granice i zwojom też potrzebny jest mały skok w bok albo przynajmniej haust świeżego powietrza. Człowiek to nie perpetuum mobile i bez zdarzeń podsycających sens zaczyna brakować motywacji a koktajl z marzeń i złudzeń przelewając się może spowodować przygaszenie tychże zwojów, które będąc organami specjalnej troski wymagają ciągłej stymulacji, choć każdy ma takie zwoje na jakie zasługuje. 


Oczywiście sami sobie jesteśmy winni, bo najpierw organizujemy sobie festiwal złudzeń i urojeń blokując i tak mizernie rozwinięty przez dekady ewolucji fragment wyobraźni odpowiedzialny za trzeźwe spojrzenie na siebie by potem się zdziwić, że były to jedynie fatamorganowe wykwity tejże wyobraźni, która opuszczona przez rozum nie dopuszcza do głosu krzty zdrowego rozsądku. Jednak póki co nie ma też recepty na używanie jedynie słusznej jego dawki zwłaszcza, że każdy zamiast kija woli wypasioną marchewkę i każdemu zdarzyło się zapędzić z nią w garści kozi róg.



I tak dzieląc nieszczęsne zwoje na czworo w każdą chwilkę wbijając szpilkę jak śpiewała Paktofonika dotarłam do pewnej własnoręcznie ozdobionej butelki, która zawiera może nie identyczną, ale zbliżoną do ilości postów ilość procentów, więc teraz z pełną premedytacją zamierzam wypić za zdrowie tych, którzy są prawdziwymi bohaterami, czyli tych, którzy tu zaglądają. Wasze zdrówko!

Jeśli zbudowałeś zamek w chmurach, twoja praca nie pójdzie na marne, bo wybrałeś idealne miejsce. Teraz musisz tylko dobudować fundamenty.