poniedziałek, 27 lipca 2015

Hurtowa ilość romantyki


Recesja na blogach trwa w najlepsze, ale mnie ostatnie lektury zmusiły do zrobienia hurtowej ilości zakładek, ponieważ jak już wspominałam, kiedy zajęta byłam pochłaniałam „Cienia wiatru” pewien rudy czworonóg pożarł ostatnią a poprzednie ugrzęzły razem z mniej pasjonującymi lekturami gdzieś w lamusie zapomnienia. 




Jeśli chodzi o kolory ostatnio najbardziej lubię monochromy i oczywiście  romantykę, ale niektóre będą darowane, więc nie spełniają tych wymogów. 





Część wycięłam z tektury po kalendarzu a część po rajstopach i te ostatnie są odrobinę za wiotkie, ale  chyba nigdzie nie ma zapisu, że zakładki mają spełniać jakieś normy grubości.





Musiałam zrobić coś na szybko, bo wstyd mi było w środkach komunikacji używać tej powyżej. Teraz rudy stwór udaje, że nie ma nic wspólnego z tą zakładką.



Niestety obmiary, kąt prosty czy symetria to rzeczy, z którymi może nie jestem na ścieżce wojennej, ale na pewno w stanie szorstkiej przyjaźni, więc nie dość, że przy cienkiej  tekturze trudno o poziom to żaden brzeg nie trzyma też pionu, ale czworonogom raczej zwisa czy to, co pożerają trzyma pion lub poziom no i zakładam, że głównym zadaniem zakładek jest zakładanie tego, co jest do założenia a nie kurczowe trzymanie się pionów.

 


A wywoławszy do tablicy hasło - romantyka wpadła mi w ręce tzw. babska literatura,  czyli „Wzgórze dzikich kwiatów” Kimberley Freeman. Przeczytawszy z dystansem wszystkie chwalebne treści, którymi obficie upstrzone są teraz książki bez entuzjazmu podjęłam tę rękawicę - ot ckliwa przeplatanka historii życia zbuntowanej babki i wnuczki baletnicy, ale ponieważ pożyczyła mi ją koleżanka musiałam przygotować się na wypadek jakiś kontrolnych pytań.

Z pobieżnym rozumieniem tekstu przeleciałam kilkadziesiąt stron, gdy niespodziewanie w zwojach wykiełkował zaczyn ciekawości, którego rozdęło do wielkości pochłaniającej całą uwagę. Rześkie tempo, skoncentrowane opisy oddające klimat XIX wiecznej Szkocji, zaskakujące decyzje, a od czasu do czasu, co bardziej kosmate zwoje zaspokajała tyleż skąpa, co całkiem sugestywna dawka erotyzmu.

Rzeczywiście rzecz się dzieje na dwóch życiowych płaszczyznach babki i córki i mimo, że lekko irytowało mnie to ciągłe przeorientowywanie zwojów na dwie różne epoki i epizody to na tyle ciekawie się to wszystko przeplatało, że kilkaset kartek mignęło mi niczym rakieta Sojuz by doprowadzić do w miarę szczęśliwego zakończenia, które nie zaskoczyło, ale też nie rozczarowało. 

Historia babki jest ciekawsza, pełna nieszablonowych zarówno na tamte jak i chyba na każde czasy decyzji tylko niewiarygodne wydało mi się wygranie przez nią w karty tytułowego wzgórza dzikich kwiatów, bo o ile takie rzeczy zdarzają się w życiu, to w książce brzmi to mniej wiarygodnie, ale jakoś to przełknęłam. Wnuczka podobnie jak wiele z nas nie słuchała babci zajęta wyłącznie sobą, kiedy był jeszcze czas by potem tajemnicę rodzinną rozwikłać dzięki zdjęciom, listom i zdawkowym relacjom obcych. 

W naszej gadżetolubnej epoce byłyby to pewnie maile, portale społecznościowe, zapiski w smartfonach czy blogi tylko pytanie na ile to wszystko jest wiarygodne. Pod tzw. publikę piszemy tylko to, co chcemy i odkrywamy tyle ile nam się podoba i tylko czasem wkradnie się wyszukana poza, tudzież osunie któraś z masek, choć taka obsuwa może być pouczająca pod warunkiem, że uda się ją zauważyć w jakimś szczerym zwierciadle duszy. W każdym razie zamierzam zajrzeć do innych pozycji tej autorki, bo była to wciągająca lektura z refleksyjną puentą pozostawiająca czytelnika w stanie umiarkowanej romantyki z lekko erotyczną nutą.














Cnót nie poznamy bez występku. 
Dostojewski Fiodor