piątek, 26 lutego 2016

Post niemal na wariata





Dlaczego na wariata? Bo zupełnie nie przygotowany albo może nie tak jak bym chciała, ale zirytowała mnie ciemność panującą na blogu od ponad kwartału, bo świat coraz bardziej się z tej ciemności wyłania a to, że nie bloguję wcale nie znaczy, że nic nie robię.
Kolejna komódka tym razem w szarościach, która wcale nie wygląda tak jak na tym zdjęciu, bo przyszła właścicielka postanowiła trochę pozmieniać, więc następnym razem będzie jej ostateczna mam nadzieję odsłona a drugą nadzieję mam na to, że nie stanie się to za kolejny kwartał.








Powyżej zeszyt ozdobiony papierem ryżowym i elementem do srapbookingu a poniżej kolejna zakładka, bo przecież nie mogłam odpuścić niemal gotowej zawieszce po dżinsach i jej nie ozdobić.








Szklane urządzenie o specyficznych kształtach ozłociłam a raczej osrebrzyłam szlgametalem, ale ponieważ na to wszystko poszedł bitum to i tak wyszło złoto. Będą kolejne, bo szklanych urządzeń o specyficznych kształtach jest u mnie pod dostatkiem.





Ponieważ nie było ani świątecznego ani noworocznego postu mały świąteczno-noworoczny kolaż z ozłoconym koniem, odlotowym kotem wśród świątecznych światełek i kilka bombek i można do tego podejść w sposób dwojaki, jako kolaż bardzo spóźniony albo tez zwiastujący kolejne święta.



Przeczytałam osławione Milennium Stiega Larrsona - Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, która w zasadzie podobała mi się jednak do żadnej polaryzacji w moich zwojach nie doszło. Owszem ciekawie uknuta fabuła i wnikliwie postawiona psychoanaliza rodziny, w której padła zbrodnia, która wcale nie padła, jednak książka jest dla mnie za gruba czytaj: zbyt rozwlekle napisana. Początek rozkręcał się całą wieczność w środku coś złapało za gardło, ale potem odpuściło i tak było do końca.

Może gdybym nie przeczytała Milczenia owiec byłaby większym przeżyciem, ale póki, co jak dla mnie nikt poza Thomasem Harrisem nie jest w stanie z tak szatańskimi szczegółami opisać tego, co miele się głowie psychopaty i lepiej nie mylić z filmem, który co prawda dostał Oscara, ale był namiastką napięcia, które w książce trzymało na zabój, ale nie o tym.

W Milennium język jest prosty i przejrzysty i to jest zaletą książki, ale być może jestem pokręcona, że lubię, skojarzenia, przenośnie i zawijasy słowne, więc jeśli jest za prosto zwoje też mi się niebezpiecznie prostują. Albo ogrom okrucieństwa i w zasadzie w thrillerach chodzi o potężną dawkę okrucieństwa takiego gdzie flaki dzielone są na, czworo, ale tu za bardzo roiło się od popaprańców i miałam wrażenie, że za moment wymkną się autorowi spod pióra by wykrzyknąć – a cóż to za filozofia zamordować kogoś z rodziny przecież tu wszyscy zasługują na odrobinę wyrafinowanej tortury. Z ww. powodów po następne części sięgnę w bliżej nieokreślonej przyszłości. 















Człowiek to rzeczownik, a rzeczownikiem rządzą przypadki