Dziś będzie trochę nietypowo, bo doszło do mojego
kolejnego starcia ze scrapbookingiem, choć nie do końca wiem czy ozdabianie
koronkami różnych kartonów to jest scrapbooking czy może coś
bliżej niezidentyfikowanego osobiście wszystko mi jedno, bo zabawa jest przednia
a największą jej zaletą jest to, że może powstać coś w jeden wieczór, co w
przypadku decoupage jest niemożliwe.
Natomiast mały minus to hałda
śmieci po wycinankach z maleńkimi, wrednymi farfoclami, których skubanie
doprowadzało momentami do szaleństwa, ponieważ godzina była za późna na
odkurzacz, ale należy się po prostu lepiej zorganizować w przyszłości. Były też
karkołomne decyzje, bo żeby dobrać guzik we właściwym kolorze musiałam odpruć
go od bluzki, co prawda kupionej bardzo dawno temu i jeszcze przeprosiłam się z
igłą żeby przyszyć ten guzik i tylko mój mąż wie jak dramatyczne było z nią
moje ostatnie spotkanie a miało miejsce jeszcze w ubiegłym wieku. Może już czas na
pojednanie?
Przy okazji masę błędów
popełniłam, których nie będę wymieniać jednak specjalistki natychmiast je
wychwycą, ale jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz a skoro śpiewać każdy
może to i poscrapować każdy sobie też chyba może.
Zacznę nieco monotematycznie, bo czas a
właściwie jego brak to często poruszany temat na tym blogu i zawsze można na
niego zrzucić winę za swoje ograniczenia, ale któż od czasu do czasu albo i
częściej nie ma z nim na pieńku. Tzw. gołym okiem widać, że zapuściłam bloga tak,
że nawet życzeń noworocznych nie było, więc nieco po czasie bardzo dziękuję za
wszystkie życzenia świąteczne i noworoczne, które mi zostawiłyście i życzę Wam
dużo zdrówka i słoneczka w tym Nowym 2012 roku a resztę i tak musicie
zorganizować sobie sami jak mawia Marcin Tyniec.
Dekupażowanie też przez długi
czas prawie odłogiem leżało, ale ponieważ prawie robi różnicę, to jakieś
drobiazgi się znajdą do pokazania i okazało się przez przypadek, że wszystko
wyszło w sepiach, brązach i oliwkach, ale może zgodnie z teorią Froyda to wcale
nie przypadek.
Starałam się na tym pudełku
ujarzmić nową umiejętność, czyli posługiwanie się pastą strukturalną, bo od
ponad roku stała bezużytecznie w ciemnym kącie, więc przyschła i zrobiła się
oporna. Jak zwykle okazało się, że nie taki diabeł straszny a najtrudniejsze w
tej technice jest utrzymanie w ryzach szablonu, bo bardzo się wierci, więc
widać pewne rozmazania, ale spodziewam się, że zapanowanie nad bestią musi
trochę potrwać.
Jak wspominałam w
poprzednim poście święta spędziliśmy w naszej ruderce, w której na razie nie ma ani ogrzewania,
ani łoża, więc spaliśmy na naszej narodowej dumie, czyli na styropianie, w
śpiworach pomiędzy rozpaloną kozą, która była wspólnym prezentem pod choinkę,
której nie było a Romanem w kredensie tylko mu przedtem wyjęłam porcelanę i nie
życzył sobie poduszki do środka.
Mimo kozy wiaterek jakby to
powiedział Adam Małysz po średnio udanym skoku hulał nam niemiłosiernie między
uszami, ale ogólnie rzecz biorąc było super i bawiliśmy się na całego. W
sylwestrowy wieczór małżonek już około 19-stej skończył gipsowanie przedpokoju
a ja stwierdziłam, że nie podoba mi się jeden z wyremontowanych kredensów, więc
rozpoczęłam proces przeróbki. Jeden z kolegów, który zadzwonił z życzeniami,
kiedy usłyszał, że będziemy spać na styropianie zaprosił nas do siebie, ale byliśmy za bardzo zaangażowani w pracę no i co z moją
kreacją? U nas obowiązywały średnio utytłane, bo nie wypadało mi w ten dzień
występować w tej, w której malowałam sufit, bo usmolona jest nawet na plecach. W rezultacie zmęczeni, ale zadowoleni, bo
sporo udało nam się zrobić po dziesiątej zaszyliśmy się w śpiworach a ponieważ
rzecz się dzieje na wsi to o północy nie obudziły nas żadne popisy
pirotechniczne ani wrzaski, więc w kolejny rok wślizgnęliśmy się nieświadomi i zdziwieni
o poranku, że to już ten nowy 2012-sty?
I postanowiłam sobie z tym nowym rokiem,
że już nie będę sobie nic postanawiać z żadnym nowym rokiem, bo to nieetyczne
tak siebie wodzić za nos i po co się męczyć,
skoro zgodnie z wyliczeniami majów zaplanowany jest w tym roku koniec świata, choć mam wrażenie, że średnia końców świata w ostatnich latach jakoś wzrosła.
Gotye - nasz z mężem najlepszy kawałek w zeszłym roku wygrał nawet z Adele.
Mądrość przychodzi wtedy, kiedy nie jest nam już do niczego potrzebna.