Ostatnio z blogowaniem i dekupażowaniem mi zupełnie nie po drodze i nawet
jeśli w głowie tlą się jakieś pomysły to z wykonaniem jest zdecydowanie gorzej. To
pudełko musiało jednak powstać, ponieważ obiecałam je koleżance, bo przemijały kolejne jej jubileusze a ja ciągle wykręcałam się sianem. Jak zwykle podarowałam je jeszcze "ciepłe" (czytaj lepkie), bo czas przeznaczony na lakierowanie
wyżyłowany był do ostatniej godziny. Zawsze mam niedosyt jeśli chodzi o lakierowanie, że można było więcej, dłużej, lepiej......
Drugie pudełko to przebrzmiałe echo świąt, bo jest ono
po prezencie świątecznym i niech nie zmyli nikogo, że jest wielkie jak patelnia, ponieważ wcale nie było w nim westernowego kapelusza, ale co było też nie pamiętam.
Nie mogłam
się oprzeć by nie pokazać tych nowo zakupionych jaśków, bo ciągle jeszcze nie mogę się na nie napatrzeć. Oczywiście zostały już zawłaszczone przez rudego zwierza.
Nasza koleżanka postanowiła otworzyć sklepik ze swoimi wytworami,
więc jeśli ktoś potrzebuje prezentu albo niepowtarzalnego, stylowego drobiazgu
z duszą to doskonałe miejsce żeby tam zajrzeć. Same cuda.
Białe zęby
Zadie Smith ponoć niektórzy pochłonęli, inni czytali z zapartym tchem a ja od
czasu do czasu wbijałam zęby w ścianę. Mimo, że obsypana nagrodami, bo porusza
problemy istotne dla współczesnego świata jak wyobcowanie czy fundamentalizm nie
od razu uległam jej urokowi.
Kiedy przy ponad dwusetnej stronie wydawało mi się, że wytropiłam
wątek wiodący nadzieję z hukiem rozgoniły kolejne wyrastające jak grzyby po
deszczu historie poboczne i nie zapomnę strony prawie całej poświęconej przylżeńcom inaczej wciornastkom
a niewtajemniczonych informuję, że to roślina.
Zawzięłam się i szukałam
dalej, bo książka niewątpliwie ma zalety. Przede wszystkim autorka powala na łopatki pełnymi poczucia humoru skojarzeniami i lepiej stale podtrzymywać
szczękę, bo ciągle będzie opadać oraz "łobuzerskie" podobno dla niektórych
wulgarne pióro, ale w życiu zdarzają się i takie wątki. Natomiast
bohaterowie to wybuchowa mieszanka kulturowa, której specjalnością jest rzut
kłodą pod własne nogi, co prowadzi do nieuchronnego wniosku, że sami dla siebie
są największym niebezpieczeństwem zwłaszcza faceci a zaglądanie im do głów daje
czytelnikowi sporo radości.
Polecam tę książkę, bo gdybym
jej nie przeczytała czułabym się uboższa o problemy i dysonanse, które mogą zrodzić
się w głowach biednych, żyjących na marginesach społeczeństwa emigrantów. Wydaje nam się, że to jednolita masa a tymczasem podobnie jak my gonią oni za lepszym życiem tylko wstali nie
po tej stronie łóżka jak mówi Zadie Smith w swoim wywiadzie w dla Wysokich
obcasów.
Natomiast autorka wcale się nad nimi nie rozczula wręcz przeciwnie daje im ostro popalić
bez względu na kolor skóry, religię czy narodowość i mam dziwną
pewność, że dostałoby się wszystkim tym, których by w tę historię wciągnęła. Aż ciary przechodzą, co by było gdyby zechciała opisać naszego polskie piekiełko.
Za tych, co szaleni. Za odmieńców. Buntowników. Awanturników. Niedopasowanych. Za tych, co patrzą na świat inaczej. Oni nie lubią zasad, nie szanują status quo. Można ich cytować, można się z nimi nie zgadzać; można ich wysławiać, można ich zniesławiać. Ale jednego nie można zrobić – nie można ich ignorować. Ponieważ to ludzie wystarczająco szaleni, by sądzić, że mogą zmienić świat……. są tymi, którzy go zmieniają.