Ponieważ
chwilowo choroba rombowa mi zelżała wzięłam się za ratowanie szafeczki, którą
spaprałam tak, że kilka razy przymierzałam się czy nie wrzucić jej do pieca a jak
wyglądała nie pokażę, bo szkoda placu na blogu wszak miejsce w cyberprzestrzeni
też trzeba oszczędzać. Zgodnie z buddyjskim przysłowiem, że nie ma drogi do szczęścia, bo to droga
jest szczęściem wzięłam ją w obroty i po lekkim przeszlifowaniu zamalowałam
wszystko farbą Annie Sloan.
W
trakcie procesu zdobienniczego postawiłam na miłosne akcenty dorzucając drewniane, bezpańskie serca a żeby zagrały w jednej
orkiestrze dałam im podobne kolory lub motywy. Ogólnie chciałam by całość
prezentowała się delikatnie, jako, że miłość to delikatne zjawisko a w każdym
razie takie są jej założenia, choć podobno nie jedno ma imię.
Perfekcyjne
zawijasy to oczywiście gotowy wyrób a użyty papier to papier do scrapbookingu, więc część
szafki pomalowana farbami AS jest wywoskowana a część oklejona papierem
polakierowana jest lakierem akrylowym. To taki nieco zawiły mix różnych technik
ratowniczych.
Jeszcze echo minionych świąt, bo od Lejdy-any dostałam taką oto śliczną kartkę i przeuroczego zająca, który przez całe święta pięknie prężył się i czarował na kredensie w otoczeniu różnych gadżetów świątecznych. Serdecznie Ci dziękuję Aniu za pamięć i za te jak zwykle perfekcyjnie wykonane rzeczy.
Oraz chwila na chwalipięctwo i lokowanie produktu, bo okazało się, że wałek rzucony na wyzwanie Szuflady godnie na siebie zarobił, bo nie dość, że dostał wyróżnienie to wygrał bon w sklepie Eko-deko, który ciągle mnie zaskakuje kreatywnością w tworzeniu nowych deco-scrabów. I tak dzięki wałkowi czekam na kolejną porcję zawijasów, które dumnie otoczą laureata.
Kreatywność przypomina trawnik wystarczy odrobina starań i odrasta.
Julia Cameron