sobota, 4 września 2021

Wrześniowy mix tematów


Mimo, że blogi  jeden po drugim stają się nieme i zastygłe jak figury w muzeum woskowym ja znowu zareklamuję tu moją książkę, ale nie tylko. Będą wariacje fotograficzne z książką w tle, ale też meble i zakładki z na wpół gołymi kobietami, i z motywem trupich czaszek, które zrobiłam. Czyż nie brzmi to zachęcająco? 
I będzie recenzja mojej książki oczywiście pozytywna i kolejny jej fragment. Dość krótki, ale długość podobno nie jest najważniejsza a na koniec krótka relacja z naszego ogrodu. 




Każdy, kto sięgnie po książkę "Marzenia kontrolowane" autorstwa Grażyny Wieczorek, będzie miał okazję poczytać o losach Blanki Przybysz  - młodej, charakternej kobiety, którą zwolniono właśnie z więzienia. Bohaterka spędziła tam kilka miesięcy. Trafiła za kratki za włamania i rozbój. Po odbyciu zasądzonej kary Blankę czeka  nowy etap w życiu. Nowy etap oraz niespodziewany spadek po babci w postaci wymagającej porządnego remontu nieruchomości na wsi. Była więźniarka decyduje się przyjąć hojny prezent od zmarłej krewnej i zamieszkać na prowincji. Lokalna społeczność nie wita jednak nowo osiedlonej mieszkanki z sympatią ani życzliwością. Mimo optymistycznego podejścia do życia, więzienna przeszłość  Blanki rzutuje  bardzo mocno na jej relacje z otoczeniem. Szybko okazuje się, że niewiele osób ma ochotę mieć za sąsiadkę kogoś, kto ma na koncie pobyt w więzieniu. Mimo to bohaterka utworu postanawia uczynić ze spadku po babci swój dom, spełnić marzenie o posiadaniu własnych czterech kątów i życiu na swoich własnych zasadach. Czy jej się to uda? Czy uprzedzenia ze strony bliższych i dalszych sąsiadów i ich wyraźna niechęć do byłej aresztantki nie przekreślą planów bohaterki i nie podetną jej skrzydeł? Czy Blanka poradzi sobie z przeciwnościami losu i będzie walczyć do końca o swoje marzenia? Odpowiedzi w powieści.
"Marzenia kontrolowane" to ciekawa, wciągająca i oryginalna obyczajówka z wątkami kryminalnymi, sensacyjnymi i romantycznymi. Atutem książki jest intrygująca fabuła, wartka akcja, uniwersalność podejmowanych przez autorkę tematów oraz bohaterka "z krwi i kości", która robi wszystko, aby odnaleźć w życiu życiową równowagę i zrealizować swoje wymarzone cele. Utwór opisujący codzienność głównej bohaterki jest klimatyczny i bardzo życiowy. Czyta się więc go bardzo szybko. Pierwszoosobowa narracja pozwala  wczuć się w emocje i doświadczenia Blanki oraz zapoznać się z koleją wydarzeń z punktu widzenia głównej bohaterki. "Marzenia kontrolowane" to powieść dla tych, którzy nie stronią od publikacji o dużym ładunku emocjonalnym, opisujących dążenia bohaterów do realizacji swoich marzeń oraz o skomplikowanych relacjach międzyludzkich i trudnych, codziennych wyborach. Polecam.

Iwona Trojan
(iwona.trojan@dlalejdis.pl)




Kolejny fragment:

Współczułam jej szczerze, więc zeszłam za nią, usiłując jakoś ją pocieszyć. Drżącymi rękoma wyjęła z chanelowskiej torby chanelowską kosmetyczkę, a z niej jakąś różową tabletkę, którą szybko połknęła, po czym powiedziała już zupełnie normalnym głosem:
– Będziemy w kontakcie, a gdybyś miała jakiekolwiek problemy, dzwoń. No i umów się z Łukaszem na remont, bo trzeba sprzedać ten dom. Chyba nie zamierzasz mieszkać tu na stałe? – Spojrzała wyczekująco.
Zatkało mnie, bo nie spodziewałam się takiego pytania. Tym bardziej, że nie widziałam już na jej twarzy ani cienia smutku. Zmianę masek miała opanowaną do perfekcji.
– Jeszcze nie wiem, muszę to przemyśleć – odpowiedziałam zaskoczona tą nagłą przemianą.
– Tu nie ma żadnej pracy, więc żeby tu żyć, trzeba coś umieć, tak jak Anna. A co ty umiesz? – zapytała, jakby znała moją wyskokową przeszłość. 
Zagotowałam się tym bardziej, że na jej dojrzałej ale w dalszym ciągu pięknej twarzy pojawił się drwiący uśmieszek. 
– Martwisz się o moje składki emerytalne? – też zadrwiłam. – Mogę zbierać kapustę. 
Westchnęła, jakby miała do czynienia z dzieckiem, które za moment dostanie klapsa.
– Posłuchaj, mała, na tej wsi nie ma dla ciebie przyszłości. Jeśli to wszystko sprzedamy i podzielimy się kasą, kupisz sobie fajne mieszkanie w mieście, urządzisz się, ogarniesz… 
– Potrzebuję czasu, żeby to przemyśleć… – przerwałam jej, zmieniając ton na ostrzejszy, bo nie miałam ochoty słuchać, jak ten wyfiokowany babsztyl ustawia mi życie.
– Zachowujesz się jak panienka, co to chciałaby, a boi się. Tylko życiowi nieudacznicy nie umieją szybko podejmować decyzji… – przerwała mi równie ostro, gestykulując ręką z brylantowym pierścionkiem, który migał w słońcu jak latarnia morska. 
Wściekłam się, jakbym się właśnie dowiedziała, że będę pracować w fabryce bomb atomowych. Podeszłam do drzwi wyjściowych, otworzyłam je i warknęłam.
– Idź już. 
Trochę rozbawiona, a trochę zdziwiona pozbierała z umorusanej kanapy swoje chanelowskie zabawki i skierowała się do wyjścia. Gdy była na mojej wysokości, dodałam: 
– Mamusiu.

Do kupienia np w: http://www.psychoskok.pl/produkt/marzenia-kontrolowane/  lub w   empiku w wersji cyfrowej. 


Powojenny, godny zaufania stołek niezbędny, gdy trzeba wejść aby coś sięgnąć. Jest bardzo stabilny,  zniesie niejeden pocovidowy kilogram  a na dodatek dał się fajnie przemalować, więc czegóż chcieć więcej od stołka. 








A to prawdziwy ptaszek - kos. Nazwaliśmy go Kulaskiem, ponieważ prawdopodobnie kot wyszarpnął mu łapkę. Zazwyczaj trzyma ją pod kątem dziewięćdzisięciu stopni a widziałam, że potrafi się nią podrapać po łebku. Myślę, że jeśli uda mi się uchwycić go w takiej pozie dostanę nagrodę Pulitzera. Radzi sobie całkiem dobrze tym bardziej, że jako osobnik z niepełnosprawnością ma u nas pierwszeństwo w dokarmianiu.


Sikorka czubatka. Jest bardziej płochliwa od "pospolitych" sikorek  a do tego ma ADHD w genach, więc jestem dumna, że udało mi się ją uchwycić.


Takie cudo wyhodowałam i najwyraźniej mentalnie w dalszym ciągu jestem z miasta, bo nie mam pojęcia jak się nazywa. Piękna jest i tyle.


A to róża  Apolonia na cześć osoby, która ją posadziła. Jesteśmy z nią  emocjonalnie związani, ponieważ rosła w miejscu, gdzie miał wyrosnąć nasz dom. Po przesadzeniu odwdzięczyła się pięknym kwiatostanem i oszałamiającym zapachem. 
















Pierwsza wersja czegokolwiek jest zawsze gówniana.
Ernest Hemingway 



sobota, 12 czerwca 2021

Blog niekontrolowany

Wskrzeszanie bloga po ponad roku i w rozpoczynającym się sezonie wakacyjnym to raczej kiepski pomysł, ale jest powód. Powód, który przez kilka lat odwodził mnie od tego bloga, od decoupage i od wielu życiowych przyjemności, ponieważ napisałam książkę. Po drodze była niezła jazda, płacz i zgrzytanie zębów, bo pierwszy wydawca z którym podpisałam umowę ukradł moje pieniądze i uciekł w siną dal. Musiałam się otrząsnąć i zdecydować czy zaczynać tę jazdę od nowa, co wymaga ponownego zaangażowania się oraz pieniędzy, ale podjęłam tę rękawicę po raz drugi i oto jest.

Moja książka to powieść przygodowa z wątkiem kryminalnym o dziewczynie, która wyszła z więzienia i przez przypadek osiadła na polskiej wsi. To powieść o trudnych wyborach, nieoczywistych przyjaźniach i o tym, że tyle o sobie wiemy ile w nas sprawdzono. Porusza min. problem sposobu postrzegania przez społeczeństwo kobiet, które miały problemy z prawem a wszystkie wiemy, że nam wolno mniej. Moja bohaterka Blanka nie jest grzeczną dziewczynką i nie wylewa alkoholu za kołnierz, ale konia z rzędem temu, kto powie, że zasłużyła na to, co ją spotkało. Na szczęście nie będzie tylko poważnie, ponieważ ktoś powiedział, że mam specyficzne poczucie humoru a ktoś inny dodał, że mam dryg do wymyślania ciekawej i wartkiej akcji, więc będzie się działo. Oczywiście ktoś powiedział też o minusach, ale pominę to milczeniem wyciągając wnioski na przyszłość. Książka została wydana przez wydawnictwo Psychoskok. Zamiast rozpisywać się na temat fabuły postanowiłam wrzucić kawałek tekstu żeby przybliżyć klimat książki. 

„Cholera jasna, jakie wnuczki? O ile wiem, byłam jej jedyną wnuczką. Pierwsze słyszę o jakiejś Annie, chociaż z tego, co mama mówiła o ojcu, był w stanie rozsiać po świecie i setkę dzieci”. – Mama mawiała, że lubił dobrą wódkę, młode dziewczyny i szybkie samochody, dlatego zginął tragicznie w wymarzonym mercedesie. To on uparł się, żebym miała na imię Blanka, po jakiejś swojej arystokratycznej węgierskiej ciotce. Tyle że Blanka w starogermańskim znaczy biała, blada, a ja miałam śniadą cerę i gęste, ciemne włosy. Na szczęście lubiłam swoje imię. „Zaraz, zaraz” – coś zaczęłam kojarzyć. „Mama powiedziała mi kiedyś, że na osiemnastkę dostanę bardzo niecodzienny prezent. Taki, jakiego nie dostaje przeciętna nastolatka, bo i ja jestem nieprzeciętna”. – Już nie byłam nastolatką, ale z przyjemnością to sobie przypomniałam, zwłaszcza teraz, gdy kilka razy dziennie wyzywana byłam od dziwek. „Tylko że mama nie dożyła mojej osiemnastki i nie zdążyła mi przekazać testamentu, a po jej śmierci nie miałam głowy, żeby się nad tym zastanawiać. Bufon nie miał o niczym pojęcia, bo dawno by mnie wyekspediował do tej rodzinki”. – Przekręciłam kartkę testamentu, gdy spomiędzy papieru wypadło jakieś małe zdjęcie. Zerknęłam na nie i w pierwszej chwili pomyślałam, że to ja i babcia, ale szybko skorygowałam swoje spostrzeżenia. „Przecież nigdy się nie spotkałyśmy”. – Zaczęłam wpatrywać się w tę podniszczoną fotkę i przeżyłam szok, bo to wcale nie byłam ja. To jakaś kilkuletnia, wystrojona w koronki i tiule osóbka siedziała na kolanach babci, ale był jeden bardzo istotny szczegół. Była do mnie bardzo podobna. Miała takie same jak ja czarne przyciągające uwagę włosy i duże ciemne oczy. „To może to jest ta Anna, moja… siostra…” – myślałam gorączkowo, jednak ewolucja nie przygotowała mnie na tę wiadomość. Ręce zaczęły mi drżeć, a serce waliło jak oszalałe. Co prawda miałam brata, ale poza wykradaniem czekolady i kablowaniem do ojczyma niczym szczególnym się nie wyróżniał.

Wróciłam do rzeczywistości, gdy stary zegar nad moją głową wykukał piętnastą. Błyskawicznie upchnęłam zawartość szkatułki w torebce i na tablecie Janka wygooglowałam te Przebłyski. Okazało się, że to maleńka miejscowość gdzieś na południu Polski. Byłam rozgorączkowana, bo oto nieoczekiwanie jak Afrodyta z morskiej piany wyłonił się mój nowy plan. Zamierzam jechać w miejsce, które wyszczególniono w testamencie babci i poznać ludzi, którzy tam mieszkali, bo wyglądało na to, że to rodzina, a ja nie miałam nic do stracenia. „Z pewnością przyda mi się zmiana otoczenia, bo ostatnio moją specjalnością stał się rzut kłodą pod własne nogi i, jeśli tak dalej pójdzie, to wyląduję albo w szpitalu psychiatrycznym, albo na odwyku”.
Ubrałam się i, żeby ukryć siniaka, założyłam ciemne okulary. Z wypchanym kasą stanikiem i brylantami w torbie stanęłam przed lustrem i szminką narysowałam dłoń ze sterczącym palcem środkowym. Zastanawiałam się, jakie treści nanieść pod rysunkiem i w końcu napisałam: Bufon, ty skurwielu, zapłacisz mi za to! A gdy przechodziłam przez próg tego domu, wiedziałam, że palę za sobą ten most.


Książkę można kupić jako e-book w empiku pod adresem: https://www.empik.com/marzenia-kontrolowane-wieczorek-grazyna,p1273805536,ebooki-i-mp3-p
albo w wersji tradycyjnej pod adresem http://www.psychoskok.pl/produkt/marzenia-kontrolowane/ 

Kilka drobiazgów udało mi się zdekupażować i od czasu do czasu w tym temacie też jeszcze działam. 








Takie krzesło już kiedyś popełniłam, ale się zniszczyło. Do nowego domu zrobiłam nowe. 
To poniżej to  nowy bardziej modernistyczny pomysł. 



czwartek, 26 marca 2020

Szablony, naklejki i szybkie numerki


To będzie szybki post. Nie będzie zbędnych opowieści, bo nie mam na nie czasu. Paradoksalnie czym trudniejsza sytuacja na zewnątrz tym bardziej chce mi się działać i to na wielu polach. Obawiam się, że zamiast dać się pokonać wszechobecnemu koronawirusowi z nadmiaru pomysłów i pracy dopadnie mnie zawał serca. To dobry moment na aktywację blogów a wiem, że niektóre z Was zastanawiają się nad tym. Odciąga od rzeczywistości, pobudza do działania i w pewnym  momencie największym problemem staje się zaschnięta farba. Jednak każda z nas ma inną sytuację i inny stan ducha, więc nic na siłę. Moje plany też bardzo się pokrzyżowały, choć nie wszystko stracone.
Dziś będzie galeria bardzo różnych rzeczy wykonanych przez nas, pomalowanych albo po prostu kupionych, ale zgodnie z tematem zawartym w tytule. Techniki wykonania bardzo różne od decoupgae poprzez szablony i nitro po najprostsze na świecie naklejki. Oczywiście to nie wszystko i będzie ciąg dalszy przedmiotów ze stemplami i historiami pisanymi, gdzie tylko się da.

Jako pierwsza komoda pomalowana w stylu ombre z szablonami. Sto procent hand made, bo wykonana przez męża z własnego drewna.



 


 


Wariacja komody w szarej sepii.
 

 

Zachowało się jedno zdjęcie komody jak wyglądała przed metamorfozą. No i jak bezecnie była przez nas traktowana podczas budowy.
 

A tak obecnie wygląda ściana ze zdjęcia powyżej.
 

Doniczki ze złotem. W sklepie bardzo mi się podobały, ale w naszym domu są za bardzo glamour i będę musiała nieco stłamsić ich blask.
 




 








 
Czasem największym zyskiem jest strata.


 

wtorek, 14 stycznia 2020

Przystanek dom nr 2




Nie będę się tłumaczyć, dlaczego tak długo mnie nie było, bo nie ma to żadnego sensu. Może raczej napiszę, dlaczego się pojawiam. Są dwa powody. O drugim albo się odważę napisać, albo się nie odważę być może z czasem i tak się wyda. Dla uściślenia jestem tu głównie z powodu, z którego nie jestem pewna czy odważę się napisać, ale jest ciągle w fazie realizacji. I już na wstępie namieszałam. W każdym razie ten drugi powód jest dla mnie równie długotrwały i absorbujący, co pierwszy, czyli budowa domu. Dla pewności budowa domu to ten pierwszy. Wtajemniczeni o ile tacy jeszcze się tu pojawią domyślą się, że podobnie jak w przypadku remontu starego domu, nowy dom również budowaliśmy siłą naszych mięśni, horyzontami naszych umysłów i wolą naszych charakterów. Jak mawia małżonek to było podsumowanie tego, czego nauczyliśmy się przez całe życie. Uściślając głównie jego siłami i tego, czego on się nauczył. Tak, więc sam podkreślam sam dokonał opłytowania całego domu wewnątrz i na zewnątrz, ocieplił wewnątrz i na zewnątrz, otynkował wewnątrz i na zewnątrz, pomalował wewnątrz i na zewnątrz, ułożył płytki i glazurę i zrobił milion innych rzeczy, o których wiem i o których nie mam bladego pojęcia. Pomagałam mu tylko w miarę możliwości, bo pracowałam. Ja z kolei przez blisko dwa lata zaliczyłam zero wolnych weekendów, zero urlopów i zero świąt. Przysłowie harówa w świątek, piątek, niedzielę i w urlop będzie tu absolutnie na miejscu. W międzyczasie umarła bliska mi osoba, więc budując dom i pracując musieliśmy się nią zajmować. To była wyboista droga przez samo dno piekła. Teraz, kiedy już mieszkam w nowym, czystym, jasnym i luksusowym domu mam wrażenie, że to wszystko zrobił ktoś zupełnie inny a ja stałam z boku i się przyglądałam. Prawdopodobnie jak większości osób, które budowały swoje domy mi też wydawało się, że ta chwila nigdy nie nadejdzie a jednak nadeszła. Urządzanie wnętrz. Tak, więc to, co trzeba było zrobić zostało zrobione, to, co miało zostać przerobione zostało przerobione (oczywiście są kolejne pomysły) a to, co miało zostać przemalowane uległo kolejnemu przemalowaniu. Na początek pokażę coś, z czego jestem szczególnie dumna. Kredens. Już raz malowany uległ kolejnemu przemalowaniu i nie zamierzam się zarzekać, że to jest jego ostatnia wersja.  





Rzut kredensu z głębi domu przy okazji świąt.



W maleńkim wiatrołapie przemalowałam też starą komodę i ostemplowałam szablonami jeszcze starszy cynkowy pojemnik. Nie mam pojęcia, co kiedyś było w nim przechowywane i niech tak zostanie. Teraz pracuje, jako stojak na korale. 





Gusta się zmieniają i mój gust też się zmienił. Obecnie podoba mi się styl industrialny nie wiem, czemu nazywany męskim, czyli np. surowe drewno, blacha i sporo czerni. Chyba nie ma, co wchodzić w dywagacje międzypłciowe, bo rzeczywiście brzmi to dość męsko. W związku z powyższym wiele ozdóbek z szykownymi zawijasami nie znalazło już miejsca w nowym domu.  Na dowód stolik kawowy z desek ze starej królikarni.  

Stolik jest przeciwwagą dla mebli z pewnej wiodącej sieciówki, której nazwy nie wymienię zrobiony oczywiście przez małżonka. 









Półka kawowa zrobiona z desek z tej samej królikarni. A poniżej kilka innych przerobionych mebli i przedmiotów. 










Psiarnia i kociarnia na tle nowego domu. 




Na ostatnim zdjęciu ja siedząca na schodach starego domu. Kilka kilogramów młodsza i nieświadoma tego, co nas czeka. Sąsiad nie zgodził się na rozbudowę, więc pieniądze wydane na projekt i remont poszły nie napiszę gdzie, bo i tak nie odda tego, co wtedy czuliśmy.