poniedziałek, 9 lutego 2015

Taki trochę widmo-post




To nieplanowany post taki można powiedzieć na upartego, ponieważ chciałam przypomnieć o trwającym konkursie na blog roku 2014, w którym nie mam żadnych szans. Natomiast na początku planowałam się wypowiedzieć na temat niektórych prowadzących w tym konkursie blogów aż zwoje stanęły mi dęba, bo wygląda na to, że  trochę jadu albo słodkie selfie i sukces gwarantowany jednak dałam spokój wszak mamy demokrację. Być może to tylko wykwity mojej wypasionej wyobraźni i mam nadzieję, że jurorzy zrobią z nimi porządek.





Jak widać przygotowałam na dziś kilka prac: szafkę na klucze, deskę i podkładki pod kubek.




Podkładki, czyli małe kafelki ceramiczne pomalowałam farbami Anny Sloan jednak w tym miejscu ciężka łza osunęła się po mym licu rozbryzgując o klawiaturę komputera, bo oto puszka słynnej farby Anny Sloan w kolorze old white pokazała swoje dno, a przecież farba ta odmieniła mój sposób patrzenia na substancje wynalezione przez człowieka.




Wiem, bezcześciłam ją dodatkami niegodnymi jej składu chemicznego, bezczelnie lałam w nią wodę i mieszałam ją z innymi kolorami jak z błotem, więc przyszedł dzień zapłaty. Nie widziałam jeszcze dna białej puszki farby, która miała by tak żałobny kolor a moja łza była tak ogromna, że ugiął się pod nią sam gabarytowy król wszystkich klawiszy - enter.













Nie mów, że coś ci się od świata należy. Świat nic nie jest ci winien - był tutaj przed tobą.
Mark Twain

wtorek, 3 lutego 2015

Nie miała baba kłopotu

 
to wzięła udział w konkursie na blog roku, i nie pytajcie, czemu to zrobiła, bo nie wie. Może powoli się wypalam i uznałam, że przewentyluję swoje zwoje, zawieszę na kołku obawy oraz nudną skromność i poszukam guza biorąc tego byka za rogi. 
Długo zastanawiałam się czy nadszedł właściwy moment by wygrzebać się spod  swojej skorupy deformującej i tak sceptyczne ego okopanej skrupułami i wątpliwościami czy też czekać kolejny rok, który być może niewiele zmieni a natrętna myśl i tak będzie wracała jak bumerang. Bodźcem przez duże B okazała się być  wprowadzona po raz pierwszy w tym roku kategoria - tekst roku. 
Jednak po zakończonym pierwszym etapie konkursu nie mam wielkich złudzeń. W sieci jest ogrom świetnych blogów i treści pisanych przez profesjonalistów i mega pasjonatów na każdy możliwy temat a wybór między nimi to jakby między dobrym i jeszcze lepszym gliniarzem. 



Natomiast w kategorii pasje i twórczość zgłosili się chyba wszyscy męscy pasjonaci wszelkich możliwych marek samochodów i na pociechę pozostaje tyle, że kobiety w naszej branży też muszą być kreatywne jak MacGyver i skuteczne jak Adam Słodowy albo na odwrót, co być może, w którymś przypadku zostanie docenione, bo jak powszechnie wiadomo sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być wiadomo gdzie.



Tak czy siak nie pozostaje mi teraz nic innego jak powołać się na babską solidarność i prosić o smsy, mimo, że nie do końca przystaję do profilu dekupażystki, bo stosunkowo mało piszę o technikach i czasem nadto się wymądrzam, ale jeśli dacie radę to przełknąć, bo w końcu: 


 
Numer do głosowania na bloga to sms 7122 o treści H11241 koniecznie bez spacji a koszt 1,23 zł.
Natomiast konkurs, o którym wspomniałam na wstępie na tekst roku żeby było symetrycznie jak w pływaniu synchronicznym to sms 7122 o treści T11261 i jeśli ktoś zechce się pofatygować i przeczytać mój zeszłoroczny tekst Puszki, krzesła no i róże, czyli dylematy i te małe i te duże i spodoba mu się on na tyle, żeby wysłać sms-sa to z góry również bardzo serdecznie dziękuję. 



A dzisiejszy dekupażowy gwóźdź tego posta to pudło przeznaczone na gazety do palenia w kominku, które dotychczas szpetnie wyzierały z  kąta, bo walka o ogień w naszym nieocieplonym domu trwa przez większą część roku. Nie jest to wywrotowe dzieło, bo szablon z napisami nie wyszedł mi precyzyjnie jednak żeby mnie na kole łamano nie pokażę jak wyszedł na przodzie tego pudła, że ani zdrapać, ani wyszlifować, ani śliną naprawić. 
Ale podobno nie ma takiej rury, której nie można odetkać powtórzyłam czynność z tyłu i wyszło ociupinę lepiej, dlatego też pokazuję zadnią część pudła. Wszak lepszy wróbel w garści niż paskudny szablon od frontu. 




Danie główne podano do stołu - lekko sfrustrowany kot w ażurach i koronkach. Aż żal napoczynać.
 

 

Kiedy spadnie śnieg biegam od jednego okna do drugiego, bo po latach spędzonych w bloku z jedynie słusznym widokiem na wszelkie odcienie szarego betonu, który czasem w porywie fantazji udawał szlachetną burość ciągle jeszcze nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Może kiedyś.

 















Życie stawia przed tobą wymagania na miarę sił, które posiadasz. Możliwy jest tylko jeden bohaterski czyn: nie uciec.