poniedziałek, 17 października 2011

Mocno spóźniony krótki remontowo-bieszczadzki reportaż urlopowy





Dziś post na rzecz kurzu i bałaganu wszak roboty trwają. Pierwsza to fotka kredensu, kóry wyszlifowałam a w jakim był stanie nawet nie pokażę, bo nie przyszło mi do głowy zrobienie zdjęcia w takim był stanie. 




Wymieniliśmy wszystkie otwory okienne i drzwiowe i zrobiliśmy milion innych bardziej i mniej ciekawych rzeczy, ale największym wyczynem było powiększenie okna, dzięki czemu wnętrze ruderki zmieniło się na zawsze, choć walka o światło będzie trwała nadal. Ponadto zyskałam w moim słowniku nowe słowo -  nadproże, które do tej pory jakoś mi umykało, a którego wcale nie widać i dobrze, bo jego uroda jest wątpliwa i nieadekwatna do zamieszania, ilości pracy, pieniędzy i nerw.
Powyżej ja jako panienka ze świeżo wykutego okienka. Zdjęcie pstrykał małżonek i raczej nie będzie on moim Arturo Morim, bo wyglądam jakby w letargu a fryzura  oraz zestaw garderoby mocno odbiega od miastowych standardów, co oczywiście nie jest jego winą.


Generalnie plan B to pełne zieleni, spokojne miejsce do życia, w którym pozornie nic się nie dzieje zupełnie jak w polskim kinie. Ale powoli rozpoznajemy wśród ciszy nie tylko śpiew czy kłótnie ptaków, ale np. odgłosy łupienia i łupania naszych orzechów przez pewną sprytną małą złodziejkę.


Czasem wykorzystując chwilowy brak drzwi zawita duży zwierz, który zwiedziwszy dom spocznie oczekując wraz z nami na dostawę tychże drzwi, bo wyprosić go nie było odważnych.



To zdjęcie bardzo starej, zardzewiałej, przesuwnej bramy. Co może być osobliwego w bardzo starej, zardzewiałej, przesuwnej bramie? To, że nie chce się przesuwać, ponieważ nastąpiła symbioza bramy z drzewem i żeby ją otworzyć jedna osoba otwiera bramę a druga musi odciągać drzewo. Taka ciekawostka techniczno-obyczajowa jakby z filmu Barei.



A propos drzwi zyskałam unikatową wiedzę, że pion i poziom to dwie bestyjeczki, które się nienawidzą i chodzą oddzielnymi drogami, przez co ludzie używają bardzo brzydkich słów. Kiedy w końcu złapaliśmy ten cholerny pion i poziom a ja zyskałam osobliwe doświadczenie godne każdego CV jako trzymacz drzwi stwierdziliśmy, że mamy dość roboty i trzeba się wyrwać z tego kieratu choćby na kilka dni. Tak dzięki drzwiom klamka zapadła i wyruszyliśmy w Bieszczady oczywiście, bo gdzieżby indziej i wylądowaliśmy w maleńkiej miejscowości Krzywe, gdzie  powracamy jak przy nerwicy natręctw kiedy nie mamy ochoty na żadne eksperymenty.



Widok z tarasu z Sokolego Pola, na który patrzę ciągle od nowa i ciągle jestem nienasycona.
Potem trochę męki, czyli moje gramolenie się na szczyty i dopiero tam małżonek zaczyna czuć się bezpieczny i pewny, że kończy się moje zrzędzenie, które jak przy odruchu Pawłowa jest nieodłączne i proporcjonalne do zmęczenia. A poniżej sens tego gramolenia, o którym ciągle zapominam i muszę sobie ciągle od nowa przypominać, czyli widoki okraszone powiewami wiatru i iluzorycznym poczuciem wolności, ale nie tylko, bo wreszcie bez wyrzutów sumienia mogę zjeść czekoladę tym bardziej, że proporcje, co do podziału ustalam sama.



albo zrobić sobie głupawe zdjęcie w kubku parującej herbaty,


albo zza mężowej za pazuchy, bo nigdzie indziej takie rzeczy nie przychodzą mi do głowy.



Ale ponieważ podobno szczęście w nadmiarze może nudzić czas powrotu nadchodzi nie wiadomo skąd i kiedy i przychodzi również czas leczenia poobcieranych stóp i obolałych pośladków.

Ponieważ dziewczyny umieszczają na blogach różne przepisy kulinarne a ja ostatnio prawie nic nie pichcę, ponad to, co do życia niezbędne a i to najczęściej z torebek a wszystko przez ten upierdliwy plan, B, który jak się dopełni i zamieszkamy w ruderce to z nader wyemancypowanej niewiasty przeistoczę się w najbardziej zakurzoną kurę domową a w garach tkwić będę do ostatniego tchnienia a dziś wrzucę przepis na szarlotkę w wersji dla mężczyzn i mimo, że niewielu takich tu zagląda to panie z pewnością im ten przepis podetkniecie. Skąd wiem? Hmmm… mój już miał podetknięte.



















Pesymista to optymista z praktyką życia. Optymista to pesymista, który wziął się do roboty.
Marcin Niewalda

16 komentarzy:

  1. Dobrze zrobiłam, że głucha na nawoływania spodkołderne Małża-Puszczyka siadłam jeszcze na chwilkę (zna długość tej chwilki, kto zasiadał zerknąć, co na blogach) przy komputerze. Bo przeczytałam pełną optymizmu historię, zobaczyłam fajna laskę w oknie (dużo młodszą od tej pani w profilu z prawej), przepiękne krajobrazy i kilka inspirujących mebelków. I teraz mi jakoś tak lepiej i milej i mogę już iść do łóżka. Dobranoc Graszynko-wędrowniczko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Grażynko! Jak miło Cię czytać i widzieć! Buźkę masz mimo wysiłku gładziutką i szczęśliwą:).
    Twoje pisanie to taki łyk rześkiego powietrza dla mnie. Dzięki!
    Wszystkie szafy, kredensy i wieszaki w Twoim wydaniu są PIĘKNE!
    Ja to tylko pierdołami się zajmuję, a taka szafa to jest wyczyn!
    Zdjęcia super, znów pomyślałam sobie o ciepłych dniach (a nie o porannym skrobaniu szyb).
    Pozdrawiam Cię serdecznie, a jak masz ochotę, wpadnij do mnie na coś do jedzenia! Ja właśnie pichcę i piekę:).
    Buziaki i trzymam kciuki za wszystkie plany i terminy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Miro za te cieplutkie słówka mam nadzieję, że dobrze spałaś no i nie spodziewałam się laski w takiej scenerii.

    Ewkiki marzę żeby wreszcie pierdołami się zajmować i zwykłym życiem, bo szlifowanie szafy na minusie może nie być podniosłym przeżyciem i oczywiście wpadnę do Ciebie, bo zapomniałam jak pachnie domowe ciasto.

    Mamon fajnie mieć plany, ale czasami plany są nie planowane i wtedy nie wszystko smakuje jak powinno, ale mimo wszystko wyciągam z nich co najlepsze a moje potwory bardzo mnie cieszą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Graszynko-oczy przyznaje jeszcze zaspane,ale przecieram i przecieram i nic demonicznego wypatrzeć nie mogę:)No i sama kobieta o bolących pośladach inna całkiem wyłania mi się-na boku poważna pani np.księgowa,a tu wyluzowane, fajne dziewcze:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Grażynko, niezmiennie podziwiam gabaryty Twoich dzieł i wyobrażam sobie ogrom pracy i wysiłku, jaki musiałaś w to włożyć. Zazdroszczę Wam robienia wszystkiego "we dwoje", choć wiem, jak ciężko pracujecie. Ale to jest naprawdę fajne! My też we dwoje w miniony weekend robiliśmy mały lifting odziedziczonego mieszkanka i też mi się podobało:)
    I jesteś super "panienką z okienka":)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszorzędny reportaż!!! I pośmiałam się trochę, i wzruszyłam Twoim wyglądem zza mężowskiej pazuchy, i bieszczadzki wiatr wolności na twarzy poczułam...

    A następnym razem, gdy będziecie się w Bieszczady wybierać, to zapraszam do mnie (na pewno macie po drodze!) na obowiązkową przerwę w podróży okraszoną kawką i może szarlotką?:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta panienka z poszerzonego okienka wygląda na baaardzo szczęśliwą i wyluzowaną, raczej wcale nie demonicznie ;-)) Bardzo demoniczna wydaje mi się za to czynność dwuosobowego otwierania bramy poprzez przygięcie drzewa ;-) aczkolwiek efekty tego otwierania ze wszech miar godne pozazdroszczenia. I teraz ja Tobie zazdroszczę, tych Bieszczad, szczególnie jesienią, a nie byłam nigdy...
    Graszynko, widzę że kredens taki sam, jak mój - a jaki masz pomysł na te szybki przesuwane? Bo mnie strasznie one denerwują... Tez mnie trochę kusi przemalowanie go, a po tym, co u Ciebie zobaczyłam - tym bardziej ;-) Tyle że mój ma wyjątkowo ładne usłojenie i trochę szkoda... (jak zwykle kłania się nieumiejętność wyboru...)
    Ruderka pięknieje! Dobry to był pomysł, ten plan "B" ;-)))
    Ściskam czule!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasiu gdybym była księgową natychmiast doprowadziłabym firmę do nadużyć choćby ze względu na swoje roztrzepaństwo a szczęśliwa rzeczywiście byłam kiedy to okienko się wydłubało, bo jasność nastała.

    Dziękuję Haniu za miłe słowa to rzeczywiście ciężka praca, ale trzeba coś w życiu robić o czym też dobrze wiesz, bo inaczej życie przemknie i ślad nie zostanie.

    Ren-yu dziękuję serdecznie za zaproszenie na pewno skorzystam, choć mój chłop strasznie nie lubi skręcać w bok i muszę nad nim popracować. A czy namówisz męża do zrobienia szarlotki?

    Inkwizycjo Bieszczady trzeba zobaczyć koniecznie, bo to miejsce inne niż wszystkie, ale poza sezonem oczywiście a jeśli chodzi o kredens to musisz rozważyć przede wszystkim czy będzie pasować a potem w jakim jest stanie a jeśli chodzi o słoje to można je tylko zabielić albo "wywlec" na wierzch, bo miło coś zmienić, ale nic na siłę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ładnie wyszły mebelki.
    Zdjęcia widoków SUPER, chciałabym wyjechać w tak urocze miejsce, odpocząć - marzenie :)
    Widok z za pazuchy męża taki łapiący za serce, miło patrzeć na czyjeś szczęście. Krzepiące :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Twoje posty działają kojące na moje nerwy, ja nie wiem jak Ty to robisz, ale zawsze jak tutaj zaglądam to poczytam o czymś ciekawym, zawieszę oko na kojących serce bieszczadzkich krajobrazach. Z wypiekami wręcz podziwiam postępy jakie czynicie w Waszej ruderce, bo to też takie moje marzenie:) No i uśmiechnę się szczerze - przepis genialny;)
    Meble cudne, pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  11. Graszynko, ale czy Ty masz w swoim kredensie, w górnej części, szybki przesuwane, czy drzwiczki? Bo ja mam szyby, które się bardzo niewygodnie przesuwają i chciałam spytac, czy masz może jakiś cwany pomysł na ich pozbycie się?

    OdpowiedzUsuń
  12. Nino życzę żeby wyjazd Ci się udał i dokładnie tam gdzie sobie wymarzysz dziękuje za miłe słowa i miło mi, że Cię odrobinę pokrzepiłam.

    Bulmo też się cieszymy z tej ruderki, ale idzie zimny czas i już będzie mniej optymistycznie, bo nic nie chce schnąć a plauchy drętwieją z zimna a przepis uroczy rzeczywiście.

    Inkwizycjo nie mam pomysłu na te szybki, bo właściwie nie użytkowałam tego kredensu na co dzień i nie wiem, na ile jest to denerwujące, bo na razie też mi ciężko chodzą, ale z pewnością można wyszlifować szyny w środku kredensu, bo tak się mógł zebrać kurz, albo farfocle. Jak to nie pomoże to je po prostu wyjmę najwyżej częściej trzeba będzie latać ze szmatą, bo się będzie bardziej kurzyć.

    OdpowiedzUsuń
  13. Grażyno, a co powiesz na ciasto owocowe wg takiego przepisu (przeczytaj uważnie):

    Składniki:
    1 kostka masła,
    2 szklanka cukru,
    1 łyżeczka soli
    4 jajka
    1 szklanka suszonych owoców,
    1 szklanka orzechów
    sok cytrynowy
    proszek do pieczenia
    3-4 szklanki dobrej whisky

    Sposób przygotowania:
    Przed rozpoczęciem mieszania składników sprawdź czy whisky jest dobrej jakości.
    Dobra... prawda? Przygotuj teraz dużą miskę, szklankę itp. utensylia kuchenne.
    Sprawdź czy na pewno whisky jest taka jak trzeba ... by być tego pewnym nalej jedną
    szklankę i wypij tak szybko, jak to tylko możliwe. Operację powtórz.

    Przy użyciu miksera elektrycznego ubij kostkę masła na puszystą masę, dodaj
    łyżeszke sukru i ubjaj dalej. W miedzyszasie zprawdź czy wisky jest na pewno taka jak czeba.
    Najlepiej sklaneczke. Otfórz druga butelkie jeźli czeba. Wszuś do mniski dwa jajki,
    obje szlanki z owosami i upijaj je mikserem. Sprawś jakoź wiski żepy pootem gośie
    nie mufili sze jest trojnoca.

    Wszuś do miszki szyśką sul jaka masz w domu czy so tam masz szysko jedno so, f sumje
    fsale nie nie ma snaszenia so fszuśisz ! Fypij skok sytrynnmowy.
    Fymjeszaj fszysko z oszehami i sukrem fszystko jedno i frzudź monki ile tam masz fdomu, osmaruj piesyk
    masem i wyklej siasto na plache piesyka, usaw ko na 350 stofni, saaaamknij źwiszki.
    Sprawś jakoś fiski sostanej ot pieszenia siasta
    I iś spaś.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Super przepis Ren-yu zdecydowanie przebija szarlotkę w wersji dla facetów. Przepis bez granic płciowych, zdrowe z owocami, z efektami i śpi się dobrze. Z pewnością podam go dalej. Dzięki!!

    OdpowiedzUsuń
  15. jesteś wspaniała:) 15minut płakałam ze śmiechu z szarlotki:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziękuję Ireno za miłe słowa i fajnie, że Cię ubawiłam, bo śmiechu nigdy dość nawet do łez.

    OdpowiedzUsuń