Minęły już dwa lata,
od kiedy udało nam się uciec z bloku na wieś i mimo, że integracja nastąpiła błyskawicznie i nie przewidujemy
powrotu do przeszłości to odkryliśmy, że posiadanie domu z odrobiną ziemi jest zdecydowanie bardziej zawiłe niż większość kombinacji na pilocie TV no i kosztami,
czego byliśmy świadomi, choć nie do końca. Na przykład taki niby pierwotny
mechanizm jak trawa a uzurpuje sobie prawo do zachwaszczenia sobą każdego gołego kawałka ziemi jakby ktoś faszerował ją drożdżami
aż padły już dwie kosiarki. Albo inwestycje typu
płotki, kwiotki czy nawozy.
Tym bardziej, że w kwestii wiedzy ogrodniczej jesteśmy uzdolnieni inaczej a momentami może to wyglądać na znęcanie się nad środowiskiem naturalnym wszak ponad czterdzieści lat mieszkania w bloku musiało pozostawić jakieś piętno.
Tym bardziej, że w kwestii wiedzy ogrodniczej jesteśmy uzdolnieni inaczej a momentami może to wyglądać na znęcanie się nad środowiskiem naturalnym wszak ponad czterdzieści lat mieszkania w bloku musiało pozostawić jakieś piętno.
Cieszymy się jak dzieci,
jeśli jakaś roślinka nie klapnie w ciągu miesiąca i są postępy, bo nie
pryskamy już mszyc płynem do felg. Zastrzegam, że to był pomysł małżonka, bo ja
bym postawiła na jakieś szlachetniejsze medium. Tak czy siak zagrywka była pokerowa, bo mszyce zniknęły. A
po co ten zawiły wstęp? Chodzi o łubiankę ozdobioną własnym sumptem, czyli takie raczej ogrodowe urządzenie.
Dobrze jest przy malowaniu rozcieńczyć farbę wodą, bo mimo, że łubianki nie mają konstrukcji mercedesa to i tak trudno dotrzeć do niektórych zakamarków a na dodatek bywają mocno zniszczone miejscami, ale od czego są gadżety. Miałam szczery zamiar ozdobić jeszcze jedną, ale po pomalowaniu pogięło ją tak, że przestała trzymać jakikolwiek pion i poziom.
Dobrze jest przy malowaniu rozcieńczyć farbę wodą, bo mimo, że łubianki nie mają konstrukcji mercedesa to i tak trudno dotrzeć do niektórych zakamarków a na dodatek bywają mocno zniszczone miejscami, ale od czego są gadżety. Miałam szczery zamiar ozdobić jeszcze jedną, ale po pomalowaniu pogięło ją tak, że przestała trzymać jakikolwiek pion i poziom.
Jeden z niewielu a może
jedyny minus mieszkania bliżej natury to robale. Desanty mrówek, roje komarów, zastępy
szczypawek znajdują się w miejscach, w których człowiek miasta najmniej się tego spodziewa wśród
lampionów, pledów i o zgrozo! W wysuszonym praniu. Ostatnio znalazłam takiego w
skarpecie właśnie przymierzał się by odgryźć mi stopę. Natomiast nie ruszają
mnie myszy i szczerze sympatyzuję z żabami ratując im życie przed morderczymi
zapędami Maryśki (patrz zdjęcie pierwsze, prawa strona w gąszczu kwiatka).
Ponieważ na wszystko jest metoda doskonałym znieczulaczem na robaki jest nalewka, którą u nas można delektować się bez nadszarpnięcia reputacji, bo coraz trudniej w dzisiejszym świecie posiedzieć przy kieliszku nie stosując żadnych barw ochronnych. Dlatego ozdobiłam karafkę, która będzie komponowała się z tłem, czyli ozdobiłam polnymi kwiatkami i przekornie umieściłam robaka w postaci biedronki.
A żeby to wszystko można było oglądać zwłaszcza żeby mieć oko na te nieszczęsne robale warto też mieć przy sobie okulary a jak okulary to i etui i mimo, że tematyka na tym etui jest z bardzo wielkiego świata, ale nie mogłam oprzeć się temu obrazkowi w niebieskiej sepii. Wszak okulary są całoroczne.
Koszyk i butelka są urocze. Idealnie wpisują się w ogrodowe klimaty. Post z poczuciem humoru - takie lubię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki Mag Ik. Cenię sobie zwłaszcza Twoje słowa w kwestii poczucia humoru. Również serdecznie pozdrawiam.
UsuńZ takimi barwami ochronnymi to całe lato można spędzić w Twoim ogrodzie - jednakże pod jednym warunkiem - uzupełniania nalewki w cudnej butelce. Wiersz fajny i sama prawda w nim zawarta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dziękuję Małgosiu. Chciałabym, sobie tak przesiedzieć całe wakacje w ogrodzie popijając nalewkę no i oczywiście dekupażując. Marzenie ściętej głowy, ale było by miło tu się z Tobą zgodzę.
UsuńNie dość,że uśmiałam się do łez,to jeszcze dotknęłaś tego,co mnie dotyczy w 100%.Walka z robakami wszelkiej maści i chwastami do nieba czasem doprowadza do szaleństwa.Nawet gdybym spać nie chodziła,to i tak czasem trzeba się poddać i polubić[?] np.mrowisko na dachu! albo kijanki w konewce przed domem.
OdpowiedzUsuńTwoje poczucie humoru jest kapitalne!
I chyba też polecę do szopy wyciągnąć jedną ze stu łubianek,które nawet nie pamiętam,skąd
się tam wzięły. :) Pozdrawiam ciepło.
Dziękuję serdecznie Nostalgio widać robale to katorga wielu kobitek i na nić rzeczowe męskie tłumaczenie, że robale są większe od nas. A łubianki są bardzo wdzięczne do roboty.
UsuńPoczułam się, jakby ktoś opisał w części moje życie, choć nie wyprowadziłam się na wieś tylko na przedmieścia. W mojej przebudówce mieszka więcej pająków niż domowników, mrówki przegonione z jednego miejsca materializują się w innym, a i muchy nie wiedzieć dlaczego pokochały nasze lokum. Świetny tekst, przepełniony humorem i oczywiście zaprezentowane prace są fantastyczne, a do tego doskonały pomysł z nalewką na zobojętnienie się w związku z zaistniałą sytuacją :). Pozdrawiam mile.
OdpowiedzUsuńDziękuję Anitko robale powodują tak duże duże napięcia w moim organizmie i nijak nie moge się z tego wyleczyć a nalewka jest dobra na tyle rzeczy, że to aż przerażające.
Usuńcudowności robisz ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Avreo serdecznie.
UsuńJak zgrabnie przeszłaś od pokazania jednego przedmiotu do drugiego i ja zgrabnie i z przyjemnością sobie poczytałam
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie Marzenko za przemiłe słowa. Ja też zgrabnie odczytałam Twój komentarz, który mnie bardzo ucieszył.
UsuńGrażynko, jak ja Ci dziękuję za ten wpis! Bo na ogół, odwiedzając różne zaprzyjaźnione blogi czuję się jak ogrodniczy matoł. Nie panuję nad roślinnością, wydają mi się strasznie skomplikowane w obsłudze, o tylu rzeczach trzeba pamiętać... Podejmowałam już próby upiększenia swojego otoczenia kwiatkami, które pod moją ręką zawsze w końcu marniały, bo o czymś zapomniałam. Nie jestem z tego dumna, wprost przeciwnie - boleję nad swoją nieudolnością, bo szalenie podobają mi się zadbane podwórka i bardzo chciałabym takiego dla siebie... Ale trochę raźniej mi się zrobiło po tym, co napisałaś o własnych doświadczeniach...
OdpowiedzUsuńRobaków też nie cierpię, czasem kupujemy jakieś środki chemiczne, ale z drugiej strony strach się tym posługiwać, żeby samemu się nie zatruć...
Koszyczek i butelka na nalewkę prześliczne:)
Myślę Renato, że w dużej mierze zadbany ogród mierzyć można tym jak wiele serca się w niego wkłada. Widocznie nasze serca są gdzie indziej, bo nie można mieć wszystkiego na raz a ogrodniczy matoł to skojarzenie, które mi się bardzo podoba.
UsuńPrace piękne ale koszyczek jest cudowny
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie Regino.
UsuńOj pięknie tworzysz;)podoba mi się bardzo;)pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńNo to fajnie Magdo, ale mi ciągle mało. Jak każdej z nas pewnie.
UsuńHej Grażynko:)Po prostu na mej twarzy uśmiech po uszy się pojawił po przeczytaniu tego wpisu...uwielbiam Twoje posty bo są pełne humoru i dystansu do siebie w różnych codziennych sprawach..tak zabawnie potrafisz opisywać doświadczenia związane z roślinkami ,że poczułam iż jesteś swojską babką...ja też na bakier z roślinkami mam.....Łubianka świetna....bardzo fajny kolorek ma....:)Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAgato trafiłaś w sedno. Jestem swojską babką a teraz to nawet babką ze wsi. Cieszę się, e Ci się łubianka podoba i zapraszam serdecznie.
UsuńWitaj w klubie, mam tu, w Kaczorówce to samo, robali pod dostatkiem. Mnie nie ruszają, ale trzeba tak organiziwać sobie zycie, żeby nie zjeśc np. kiełbasy z tym, co narobiła na niej mucha. A mucha jest sprytna, zostawisz kiełbase na pięc minut bez opieki i juz masz na niej musze jajca. Fujjjjj. Ale, co tam, wolę te robale z okolicznościami przyrody, wszak w mieście, jak się postarasz to masz też robale, o wiele wstrętniejsze, prusaki na przykład. Kobiałeczka cudnej urody:))
OdpowiedzUsuńOj jedna z niewielu co ją robale nie wzruszają zazdroszczę. Kiełbas nie jadam a rzeczywiście miejskie robale jeszcze gorsze.
UsuńInne kolorki niż zazwyczaj, czyli bardziej letnio i ogrodowo :)
OdpowiedzUsuńSzczególnie łubianka zachwyciła moje serce :) Troszkę się zdziwiłam, że trzeba rozrzedzać farbę, ale się uspokoiłam, że jednak nie trzeba, bo się pognie :)
Piszę to jako łubiankowy ekspert, mając na koncie łubianek sztuk dwie ;D
No i o dup... przepraszam, dużych pająkach nie wspomniałaś, a słyszałam, że się zdarzają...
UsuńTeż chciałabym tak z bloku do natury, no, ale te pająki... Może płyn do felg też na nie podziała? ;D
Rzeczywiście dwie łubianki na koncie to już coś wiesz w temacie, choć jakoś nie pamiętam łubianek na blogu a znam Twojego bloga.
UsuńMoże płyn do felg by podziałał na te nieszczęsne pająki tylko nie wiadomo skąd bestia się wyłoni. Niestety są i nie mam złudzeń, że będą. Brrrr.....
Mieszkanie na wsi ma mnóstwo wyzwań ale jest cudowne. Ja w rozdarciu. Tersz wiem że uwielbiam i jedno i drugie. Za lat wieeeele będę mieć domek. Teraz czas korzystać z uroku mieszkania. Choć trochę postaram się niedlugo pogodzić jedno i drugie :-)
OdpowiedzUsuńPs ostatni feagment postu bardzo super. Taki życiowy i prosty. :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję Karolino. Często mam wrażenie, że piszę zawile, ale może tym razem się udało.
UsuńMaravillosos trabajos!!!
OdpowiedzUsuńMoja wierna zagraniczna duszyczka. dziękuję!!!!!
UsuńBardzo mi się podoba jak przerobiłaś łubiankę ja właśnie mam zamiar przerobić swoją która była tylko pomalowana na biało :) oby się udało pozdrawiam i jak zwykle zachwycam się twoim decu pięknie tu.
OdpowiedzUsuńDziękuję Joasiu uda się to żadna filozofia, ale trzeba przemyśleć.
Usuńcudowne rzeczy, a od łubianki nie można oderwać wzroku ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie Elu mam nadzieję, że już dałaś radę się oderwać.
UsuńPiękne, ale najbardziej spodobała mi się łubianka. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie Renato również serdecznie pozdrawiam.
UsuńTrafiłaś w sedno z tymi robalami! Niestety odnoszę wrażenie (graniczące z pewnością) że wymuszona koegzystencja z robalami jest wpisana w sielskie życie na wsi... A jeszcze w sąsiedztwie koni chmarami występują gzy i juszczyce... W dodatku mam chyba słodszą krew, niż inni, gdyż wyjątkowo je przyciągam.
OdpowiedzUsuńOczywiście nie mogę nie zapiać z zachwytu nad łubianką - choć butla z biedronką też urocza ;-))))
No niestety Iwono zawsze trzeźwo patrzysz na świat i robale są nam wpisane w wiejskie życie. O gzach nic nie wiem na szczęście i o juszczycach tym bardziej. A z tą krwią to kiedyś też tak maiłam, ale może nalewka je odstraszyła, bo jakoś przeszło.
UsuńКрасотища!!!!!!!!!!!!! Здорово!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńOj Nadjo najbardziej dziękuję za te wszystkie wykrzykniki!!!!!!!!!!!!
UsuńMoje serce też się ku wsi rwie, nawet pająki mi nie straszne, ale póki co to jeszcze muszę poczekać...
OdpowiedzUsuńA łubianka to cudna jest i tyle.
I taka absolutnie inna od wszystkich, co jest dodatkową jej zaletą niezaprzeczalnie.
Mówię to jako ktoś, kto te swoją pierwsza ma jeszcze przed sobą.
Ale gdyby wreszcie, to Twoja inspiracją mi będzie :)
No Viko zobaczymy jak zobaczysz takiego grubonogiego potwora, ale nie chcę cie odstraszać zjeżdżaj na tą wieś, bo tam w tych miastach to oszaleć można no i cieszę się z tej mojej inspiracji łubiankowej.
UsuńDekupazie cudne, a post jak zwykle zeżarłam co do literki, z radosnym uśmiechem przylepionym do twarzy. :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasiu cieszę się z Twojego uśmiechu.
Usuńjak pieknie jest u ciebie
OdpowiedzUsuńDziękuję Eluniu jak zawsze krótko i na temat.
UsuńButelki są wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńNajbardziej przypadła mi do gustu ta z jaskrami ( tak my je nazywaliśmy)
Nic nie wiem o jaskrach być może są na butelce, ale niestety nic o nazwach kwiatów nie wiem. Ciszę się, że Ci się butelka spodobała Marto.
UsuńWitaj Grażynko! Łubianka jest obłędna! Strasznie oryginalna i wyjątkowa. Cała reszta równie udana. Oj ja też właśnie trafiłam na wieś i nie zamieniłabym tego miejsca na żadne inne na świecie, ale fakt roboty wokół domu sporo, zwłaszcza że staram się zachować wszystko tak jak robiła mama a ona miała ręce do kwiatów, oj miała, więc walczę z chwastami, grzybami, opryskami:), ale efekty cieszą oko więc chyba warto. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ewelinko za przemiłe słowa i sądzę, że choćby z racji zamieszkiwania mamy w domu z ogródkiem masz już wiedzę w tym temacie. Jam noga! Noga jak balia, ale na usprawiedliwienie powiem, że pochłania mnie co innego.
UsuńJaki piękny lipcowy wpis z poczuciem humoru:) Łubianka jest niesamowita:) I bardzo mądre słowa na końcu. Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńGdybyś miała ochotę na opowieści z Bieszczadów - zapraszam :)
Dziękuję serdecznie za miłe słowa i za zaproszenie. Z pewnością nie omieszkam jak znajdę chwilkę.
UsuńDzięki za wizytę i komentarz:) Pozdrawiam już prawie weekendowo:)
UsuńŁubianka piekna :) ba wszystko co tworzysz jest piękne:) Ja od urodzenia mieszkam na wsi:) wiec wiem o czym piszesz , mrówki robale itp :D ale za nic w świecie bym się nie wyprowadziła:) Mam nawet małe gospodarstwo z gesiami , kaczkami, kurkami i królikami a no i piesek jest i kotki dwa;) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNo to fajnie Mamon i ciesze się bardzo.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie miejsca i tyle zwierząt, ale chyba przy takiej ilości nie pracujesz zawodowo. Po latach spędzonych w biurze i nieustająco obolałym kręgosłupie poszłabym w Twoje ślady tylko odwagi mi brak no i nic nie umiem. Fajnie, że cenisz, to co masz niektórzy chcą uciekać ze wsi no ale różne sa priorytety, zainteresowania i brak środków do życia. Samo życie.
OdpowiedzUsuńAleż pięknista ta łubianka!
OdpowiedzUsuńJakby mi kto w takiej wetknął pod nos czarne porzeczki to bym może nawet bez obrzydzenia spróbowała zaaferowana widokiem naczynia. :)
Wiesz, że ja w ogóle nie pomyślałam, że przecież łubianki nie są konstrukcji schronu, więc trza z nimi delikatnie, żeby się nie "wygły"?
Nad głupimi to chyba opatrzność czuwa, bo moje traktuję bejcą. Dasz wiarę?
Właśnie dlatego, że wodnista i wchodzi szybko w zakamarki sklejkowe.
Twoja to inny wymiar piękna, bo odświętna, w koronkach.
Pomysł na walkę z robakami w formie znieczulacza w postaci nalewki kupuję i w życie wdrażam.
Od zaraz! :D
Ale za bardzo nie wdrażaj pomysłu znieczulania, bo nie będziesz widziała, co dekupażujesz a łubianki są różnej konstrukcji z niektórymi można sie ostrzej obchodzić dzięki za miłe słowa i uznanie.
UsuńOooo mamy wiele wspólnego, ja też osiem lat temu po dłłłłłłłłłłłługim czsie uciekłam z bloków. W kwestii robaków - Mnie bardzo lubią meszki, wystarczy , że trzy sztuki mnie ugryzą i już mam L4, puchnę jak pączuś. Ale jakoś sobie radzę. Kobiałeczka przecudnej urody.
OdpowiedzUsuń