środa, 1 stycznia 2014

Michael i reszta



Właśnie na naszych oczach kolejny świąteczny cykl wydarzeń stał się historią, choć pewnie kilka setek kalorii w dalszym ciągu jak złe duchy błąka się bezpańsko powodując przyrost ciał, kolejna próba ucieczki od niektórych rytuałów świątecznych tradycyjnie spaliła na panewce, kolejne postanowienia noworoczne i życzenia mają szansę na spełnienie, no i kolejne prezenty znalazły odbiorców. Na przykład pudełko dla wielbicielki czerni, bieli  i Michaela Jacksona.


Praca przy nim sprawiła mi dużą przyjemność, bo wymagała nieco innego bardziej ascetycznego podejścia do tematu, co u ortodoksyjnej zwolenniczki vintag'u  nie jest takie oczywiste, choć było mi smutno, że musiałam przyciąć Michaelowi stópki i kapelusz, przez co jego charakterystyczna postać straciła na wyrazistości. Mam nadzieję, że mimo wszystko pudełko zaspokoiło młode gusta i znajdzie godne zastosowanie. 



Przy okazji dowiedziałam się trochę o Michaelu, który jako pierwszy czarny wokalista dzięki wydaniu płyty "Thriller" spowodował zatarcie granic koloru skóry w muzyce, co do momentu jej wydania było niepisanym, ale oczywistym podziałem społecznym a po niej świat oszalał i kolejna segregacja w bezkrwawy wręcz entuzjastyczny sposób poleciała na łeb na szyję. 



Doszło też do wymiany z Basią z bloga Made by Rita a woziłyśmy się z tymi drobiazgami, wstyd powiedzieć jak długo. Ja dostałam uroczą tildę-anioła z mnóstwem słodkich drobiazgów i nie chcę wiedzieć ile pracy kosztuje stworzenie takiej ilości szczegółów tym bardziej, że szycie to moja nemezis, o czym w niemy sposób przypomina mi stos nieprzyszytych guzików i z pewną nieśmiałością małżonek, który w akcie desperacji dzierga sobie sam. 



 Śliczny zestaw od razu został rozdysponowany po domu. Na przykład kwiatki zasiliły wieniec, któremu od początku jakby czegoś brakowało zresztą wieniec ciągle ewaluuje i sama nie mogę przewidzieć ostatecznego efektu mam tylko nadzieję, że podźwignie ilość gadżetów, które mu z czasem zaserwuję.



Serducho przewiesiło się ozdobnie przez wiklinowe pudełko a zakładka zaczęła zakładać, gdzie skończyło się czytanie.



Natomiast do Basi pojechał komplet z wysoce eksploatowaną pod każdą chyba szerokością geograficzną serwetką z niesfornymi dzieciakami, przy czym stanowczo nie polecam pudełek ze sklejki, bo w obróbce wyginają się we wszystkie strony świata zdecydowanie za  śmiało. Poza tym za bardzo rozwodniłam wodę do rzucania kropek, więc nie są one zbyt wypasione a właściwie zostały po niektórych tylko mizerne obwódki, co niechybnie świadczy o tym, że w dziedzinie rzucania kropkami również należy posiąść rzetelną wiedzę. 



No i nie wiem czy sensownie przykleiłam na serduchu różową różę, ale się powtórzę, że nikt nie jest doskonały a Basia zrobi z tym fantem, co zechce z moim namaszczeniem. 


Zachowałam zdjęcia kompletu tylko z białymi kropkami, co potwierdza zasadę, że w niczym nawet ilości kropek nie można sobie bezmyślnie folgować i nie ma, co być szerszym niż koszula no chyba, że po świętach.





Maryśka na szafie w gąszczu gadżetów i ozdobników. Grunt to mieć równo pod sufitem.

 



I tak oto zakończyły się definitywnie świąteczno-noworoczne klimaty 2013, czyli czas na dziki pęd złudzeń i spełnianie noworocznych postanowień. W zasadzie mam tylko jedno, ponieważ drugie jak bumerang zatoczywszy słoneczny rok wraca żeby obnażyć brak charakteru, ale to jedno dotyczy bloga. Zamierzam nieco zmienić zasady jego prowadzenia stosując się do przysłowia mniej znaczy lepiej. No może trochę je przekręciłam, ale jądro brzmi podobnie do oryginału tylko chmura elektronowa nieco faluje i błądzi. 

Ponadto wszystkim czytającym właśnie tego posta życzę w Nowym Roku szybkiego dojścia do siebie po szampańskich zabawach a w szarudze codzienności niezapominaniu o swoich marzeniach.


sobota, 14 grudnia 2013

Manufaktura, fuszerka i akty wandalizmu, czyli idą święta


Wymieniona w tytule fuszerka padła w poprzednim poście, a to dlatego, że po jego opublikowaniu musiałam jeszcze coś poprawić i z nieznanych przyczyn w sposób zupełnie samowolny opublikował się on po raz drugi. Nazajutrz pojawiły się komentarze i pod jednym i pod drugim, więc musiałam jeden usunąć, a ponieważ nie czuję się z tego powodu jak przedszkolak dnia, dlatego serdecznie przepraszam Palmette, Edi B oraz Iwonę, że ich komentarze musiały zostać pochłonięte przez bezwzględną cyberprzestrzeń.



Przechodząc do treści merytorycznych żeby zainaugurować świąteczne klimaty zrobiłam tzw. rożek obfitości, bo święta są doskonałym pretekstem na tego typu ozdóbkę do kompletu z kartką. To prosta i wdzięczna praca, ale o ile kartka ciągnie jeszcze swój żywot to rożek został rozdarty na strzępy przez pewien zgrany duet czworonogów. Moje kalkulacje o rogu niosącym wszelką obfitość okazały się porażką tyle, że konsekwencje wobec wandali zostały wyciągnięte. Wielbiciele zwierząt niech będą spokojni, bo granaty nie zostały użyte, choć rozważałam taką opcję.  





Poza tym mój pierwszy wieniec zrobiony własnym sumptem. Wieniec jest ze styropianu, czyli  dość delikatny, więc żeby go wzmocnić zrobiłam mu całościowy opatrunek z gazy. Na gazę poszły koronki i trochę ozdóbek przy czym te typowo świąteczne można odłączyć i zrobić  wieniec z zupełnie innymi efektami w zależności od potrzeby, sezonu czy stanu ducha. Podobno profesjonalnie dokleja się elementy pistoletem i klejem na gorąco, ale ja nie posiadam ani jednego, ani drugiego, więc jak zawsze użyłam kleju Gutterman creativ. Jak dla mnie powinien nazywać się: klej, który być może i hipopotama by przykleił. 






 I jeszcze w zwartych szeregach wysyp kartek z aniołami.




I jeszcze kurs i tu zapnijcie pasy, bo to będzie średnio mądry kurs na najszybciej ozdobioną bombkę świata. Co roku marudzę, że nie zrobiłam bombki, bo nie bardzo umiem, bo nie zdążyłam, bo powinnam się w kwietniu tym zająć żeby do grudnia się wyrobić i takie tam, a ponieważ od zeszłego roku leży taka wielka, mało skomplikowana i samotna jak dziewczynka z zapałkami, że nawet kot nie wie co z nią począć to postanowiłam zrobić z nią cokolwiek. 

 Wycięłam kawałek koronkowej bluzki, która gryzła i drapała no i była ciut za mała. Owinęłam bombkę bardzo ściśle tym kawałkiem bluzki tu dodam, że bluzka była lekko elastyczna, więc było dość łatwo i wyszło takie coś podobne do szczypiora. Szczypior przycięłam i owinęłam gazą a obfitą talię bombki przepasałam złotą koronką.
 

Potem przypięłam gotową, starą kokardę, która też jakoś nie mogła znaleźć zastosowania, a która akurat  pasowała kolorystycznie. Chyba wygląda dość kiczowato, ale być może jednak kogoś zainspiruję. Największym walorem tej bombki jest to, że w przyszłym roku mogę ją bezwstydnie rozebrać do rosołu i odziać w inną kreację. Albo jeszcze w tym jak mnie, kto na odcisk nadepnie. 



I jeszcze prezent gwiazdkowy, którego by nie dało się ot tak po prostu wrzucić pod choinkę tym bardziej, że choinki nie będzie. Krzesła, które bardzo rozjaśniły nam pomieszczenie. Nie mogłoby by być lepszego.

Na koniec zamiast wielkiej mądrej myśli drugi wierszyk z cyklu -  jak wygrałam pled. Co prawda wnioskowała o niego tylko jedna osoba Ewelina, ale jak dla mnie rękawica został rzucona. Na szczęście będzie znacznie krócej.
 

Pledobranie

W pleda branie wejdźcie panie
każdy lenia w nim dostanie.
Pełny relaks, wolna głowa
stresy wręcz pod łóżko schowa.
W głowie radość nie zamęty,
życie zmniejszy swe zakręty.
No a jego tanie jego grzanie,
zwolni nawet przemijanie.