Lubię ozdabiać
chusteczniki i mam na nie sporo pomysłów, ale jak dojdzie do ich kumulacji to klinują mi się w zwojach uniemożliwiając wyklucie się czegokolwiek. Kiedy wreszcie dokonałam wyboru i okleiłam to pudełko coś się zapętliło albo może raczej doszło do spięcia, więc wszystko zdrapałam i zaczęłam od zera na szczęście nie żałuję. Wniosek? - martwej naturze również należy się odrobina refleksyjnej zadumy, bo mogą pozostać trwałe ślady po tych wszystkich wyrwach i nierównościach. Na szczęście istnieje postarzanie, które pomaga ukryć i zakryć defekty.
Jak widać rombowa choroba zakaźna, którą zainfekowałam się od De ququ, która pewnie furę gwoździ też by pięknie ozdobiła trwa w najlepsze a nawet jest w fazie boomu. Na dokładkę wcale nie chcę żeby mi przeszła, bo okazuje się, że romby mogą być jak trampolina jak się zatnę to wrzucam romby, bo są uniwersalne. A odpowiadając na pytania w komentarzach nie są to ani stemple, ani tym bardziej przerażające odmierzanie kątów linijką, ale mało albo nawet wcale nie wyrafinowany, bezczelny wydruk.
Żeby wprowadzić bloga w świąteczne klimaty chciałam zwrócić uwagę na trzy ażurowe jaja na pasku bocznym, które informują o zabawie candowej u Bulmy. W zasadzie wcale nie musicie tam patrzeć, ponieważ wszystkie trzy jaja wylegują się już u mnie. W rzeczywistości są jeszcze piękniejsze niż na obrazkach z satynowym połyskiem i myślę sobie, że były mi przeznaczone, bom przecie noga w kwestii jaj zwłaszcza tak misterne ażury są poza moim zasięgiem. Od czegóż jednak są zdolne, blogowe koleżanki, u których wystarczy stanąć karnie w ogonku i wygrać candy. Jeszcze raz serdecznie dziękuję Ci Bulmo za zabawę i za te przepiękne, koronkowe jajeczka.
Zaś wszystkim odwiedzającym tego bloga życzę ciepłych, spokojnych oraz mądrze spędzonych świąt wielkanocnych żeby znalazł się tam czas zarówno dla najbliższych, ale też na chwile relaksu, refleksji, marzeń, spokoju, radości.