niedziela, 13 stycznia 2013

Zmysłów czar, czyli wpis raczej dla dorosłych

Bardzo serdecznie witam w Nowym Roku wszystkich, którzy tu zaglądają zarówno cyklicznie jak i sporadycznie albo zupełnie przypadkiem i nowe obserwatorki  z różnych stron świata też witam o ile oczywiście uda się  rozszyfrować zawiłości polskiego języka.
Na dziś przygotowałam same kartki no i może odrobinę przesadziłam z tym wpisem dla dorosłych  miał to być raczej mały pijar dla bloga, ale  może się zdarzyć, że momentami będzie zmysłowo,  choć jest  jeszcze trochę czasu zanim świat  zalany  zostanie czerwonymi sercami  w rozmiarach od S do XXXL.



Niesforne dzieciaki w wersji monochromatycznej i różowochroamtycznej a róż chyba pierwszy raz gości na moim blogu. Dziewczyny, które mnie chwalą za konsekwencję kolorystyczną mogą się nieco zdziwić takim wyborem.



Jak widać hurtowa ilość tych kartek mi wyszła, ale ciągle nie mogę się nadziwić, że przy kartkach robisz i masz od ręki nie troszcząc się  tym co będzie po pomalowaniu, scraclowaniu. wysuszeniu  i  ostatnio gaza mnie fascynuje. Taka mała rzecz a cieszy.



Polecam zabawę z kartkami każdemu  i można w tym celu  użyć rzeczy, które nam zalegają np. wycięty z gazety obrazek, resztki  materiału, guzik, koronka, sznurek niepotrzebny gadżet czasami zupełnie do innego celu stworzony  natomiast bazą może być kawałek tektury z pudełka po butach albo zakładka po rajstopach i gwarantuję, że ofiary takie jak ja, które nie umieją i nie lubią szyć nawet słonia przykleją klejem do tkanin, bo tu u mnie wszystko klejone z tym, że polecam klej Guterman creativ, ponieważ tym razem kupiłam inny i musiałam się trochę męczyć z niesubordynowanymi guzikami, które chciały się przylepić tam gdzie im było wygodniej.



Wiemy nie od dziś, że tam gdzie jest miłość i zmysłów szał tam jest też zazdrość.
















O miłości między dwojgiem ludzi decyduje często drobny, śmieszny i przypadkowy szczegół, o którym trudno byłoby przypuścić, że nie tylko o tak niezwykłej rzeczy jak miłość, ale o czymkolwiek jest w stanie zdecydować.


poniedziałek, 31 grudnia 2012

Nieco wstecznie z Nowym Rokiem

Końca świata znów nie było tylko kasy nam ubyło śpiewa w jednym z ostatnich utworów  podsumowując  święta Piotr Bukartyk z właściwą sobie przemyślaną porcją ironii w związku z czym nieodwołalnie kroczy ku nam Nowy  Rok, jednak  wcale nie do przyszłości, ale do przeszłości chciałam nawiązać, bo znów kilka starych klamotów zagościło w naszym domu i lepiej brzmi, że znalazły się zgodnie ze stylem i zasadami vintage, niż to, że ze śmietnika przyniosłam kolejne trofeum w postaci starej walizki.


Podobnie jak przy swoich poprzednich walizkach po wyszorowaniu, zastosowałam jednoskładnikowy preparat do spękań na który delikatnie aby nie zamazać tych cennych spękań poszła farba akrylowa potem jak zwykle wycinanki z bardzo różnych źródeł, ale w miarę możliwości dobrane kolorystycznie, trochę patyny na boki i metalowe elementy aby wyglądały na lekko zardzewiałe i oczywiście lakier  akrylowy na koniec.

Jeszcze dość mocno postarzony chustecznik. 



Zmieniając nieco tematykę może jeszcze ktoś ostatnim rzutem na taśmę zechce zaadoptować nietypowy prezent lub wspomóc w jakikolwiek inny sposób niesamowitą akcję Ori w znalezieniu domów dla wszystkich psów z likwidowanego schroniska w Glinnie, co jest chyba ewenementem w skali  kraju. Prawie się to udało, ale prawie jak wiemy robi różnicę, bo zostało jeszcze około dwadzieścia psów.

 
A dla wszystkich odwiedzających mojego bloga stałych i przypadkowo przybywających z odległych sieci gości ułożyłam coś w rodzaju życzeń pisanych rymem, bo wiersz to raczej za duże słowo.

Jak co roku z Nowym Rokiem
dąży ku nam prężnym krokiem
życie nowe wciąż gotowe 
nieść zdarzenia przebojowe.
Bądźmy czujni, bądźmy zawarci
lecz rozumni i otwarci
na przygody ciągle nowe
i zadania rozwojowe.
I dlatego z tymże Rokiem
w naszych zwojach niech zagości
dużo treści i radości
niech odejdą niepokoje
a zasieki i wyboje
niechaj spłyną z nurtem rzeki
a na jawie oraz w sieci
słońce niech nam zawsze świeci.

Spełnienia tego wszystkiego i jeszcze więcej w tym kolejnym wyglądającym już coraz śmielej zza węgła roku życzy
Grażyna

wtorek, 18 grudnia 2012

Manufaktura świąteczna

No i stało się przerwałam passę trwająca od przedszkola  kiedy to ostatni raz  robiłam ozdoby świąteczne w postaci łańcuchów z papieru kolorowego a materiały, które zastosowałam  w dzisiejszym poście też nie są specjalnie ekskluzywne a oblekłam je w sznurki, koronki, gazę, serwetki a wszystko w towarzystwie dziwnych czasami  drobiazgów jak makaron, szyszki, orzechy skropione srebrnym  sprayem.



















Różnica między niemożliwym a możliwym zależy od stopnia determinacji.

niedziela, 25 listopada 2012

Przystanek dom



Jedną z moich ulubionych lektur dzieciństwa była książka Astryd Lindgren - „Dzieci z Bullerbyn",  którą czytałam kilkadziesiąt razy od początku, środka a gdyby się dało to i w poprzek a rozdział, w którym Lisa na urodziny dostała nowo urządzony pokój i cieszyła się, że bracia Lasse i Bosse wreszcie nie będą jej dokuczać znałam na pamięć. Każdy z członków rodziny wniósł coś, aby ten jej nowy pokój się wyklarował a opis powstawania poszczególnych elementów przemieliłam w wyobraźni do perfekcji.




Podobnie jak Lisy pokój nasza ruderka remontowana była około roku, jak będą wyglądać poszczególne pomieszczenia przemieliłam też nie raz, ale na tym podobieństwa się kończą, bo o ile lekko i szybko się czyta to  zgodnie z prawem Liebermana czas potrzebny na wykonanie zadania  należy pomnożyć przez  dwa i przyjąć jednostkę o rząd wyższą, co możemy namacalnie potwierdzić, bo prace ciągle trwają  a kuńca nie widać. Przy tego typu zadaniach niezbędne jest też  zapotrzebowanie na wszelkie możliwe wyrzeczenia  i fachową wiedzę, ponieważ nie raz dochodziło do przerwania łańcucha pokarmowego, bo nie wiedzieliśmy jak coś ugryźć.



Zawsze będziemy wspominać dzień, w który musiałam sama upchnąć w kontenerze cały zwalony przez ekipę dach, a ponieważ zgodnie z prawem Gumpersona prawdopodobieństwo każdego zdarzenia jest odwrotnie proporcjonalne do stopnia, w jakim jest ono pożądane dzień ten okazał się najgorętszym dniem tamtego lata, męża walczącego z lodami  o armaturę przy minus 26 stopniach a uwierzcie, że zamarznięty kibel to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju czy wigilię zakończoną  naszym efektownym osunięciem się ze zmęczenia wprost na styropian z krótkim przystankiem na wpad do śpiwora i to, że przez blisko rok nie było szansy na dłuższy sen, złe samopoczucie, choć z wiosną pojawiły się sygnały, że materiał uległ przeciążeniom, ale nie było nam dane wyłączyć się ani na moment.





Naszym działaniom kibicowali znajomi i przyjaciele w bardzo różny sposób często słowami, które dawały sens temu, co robiliśmy i gdyby nie oni bylibyśmy jeszcze daleko w tak zwanym tyle jednak daliśmy radę tym bardziej, że nie był to wybór.



Mieliśmy jedyną w swoim rodzaju okazję, do tworzenia czegoś według własnej wizji, nie za wielkich środków finansowych i tego, co można było zrobić na zastanym tu i teraz, bo kupić nie sztuka a mieliśmy potrzebę oddać pamięć przeszłości domu.  Każdy przedmiot przeszedł przez nasze ręce i został lepiej lub gorzej zintegrowany z  otoczeniem a te przeplatające moje wynurzenia fotki to oczywiście efekty naszej pracy a pod niektórymi z nich te,  które z oporami wrzucałam na bloga ponad rok temu no i oczywiście jakieś naprędce ozdobione drobiazgi.




Odkąd tu zamieszkaliśmy nasze życie zmieniło się radykalnie i teraz nie straszna mi nawet codzienna dawka autogrzmotów czy łyk ołowiu w drodze do pracy, bo wiem, że jak wrócę do domu mogę w  każdej  chwili zatopić się w las, który zamortyzuje mi chwile  grozy spędzone w pewnym wielkim i nieobliczalnym mieście i przyniesie ulgę zszarganym zmysłom. 




Przy okazji odkryliśmy kilka dawno odkrytych patentów, kilka rzeczy nie poszło tak jak chcieliśmy jak to w życiu, ale mogę powiedzieć, że nasza piaskownica została z grubsza uporządkowana a zabawki z zajęły swoje pozycje, więc zamierzam zamienić często tu używane przeze mnie słowo ruderka na inne krótsze słowo – dom.




 









Sąd dni kiedy człowiek się dusi 
A są dni kiedy spuszcza powietrze.
 Własny mąż

niedziela, 4 listopada 2012

O trzech takich,


czyli o trzech tacach mowa, które co prawda nie miały tak wybujałych przygód jak dwóch takich, ale kilka słów na ich temat powiedzieć się da. Pierwsza  taca a właściwie kosz powstał na zamówienie koleżanki, która dała mi pełną swobodę wykonania, a ponieważ mieszanie to moja specjalność zmieszałam papier z wydrukiem i kilkoma serwetkami a wszystko w  szaro-burym stylu shaby schic.



Z drugą było najmniej lub najwięcej roboty zależy jak na to patrzeć, bo jest przerabiana, jednak nie będę ryzykować i nie pokażę poprzedniej wersji, bo jeszcze powiecie, że ta "eks" była ładniejsza. Zmodyfikowałam ją zgodnie z zasadą, że lepiej mieć co zdjąć niż nie mieć czego założyć, czyli  zeszlifowałam i zamalowałam środek no i podmieniłam ozdóbki. Wydawało mi się, że to prosta technika i rzeczywiście jest prosta, co nie znaczy, że nie należy się do niej przyłożyć jak do wszystkiego zresztą. Widać nierówne cięcia obrazków w związku z czym damy mają pupy ucięte w różnych miejscach, jednak wrócę do tej metody z pewnością przyłożywszy się bardziej oczywiście.



Ostatnią metalową pomalowałam trochę za słodkim dla odmiany kolorem, więc aby ją nieco zdemonizować umorusałam jej boki patyną i chodziły mi po głowie cracle dwuskładnikowe, które zaczynają wysychać i pękać  chyba ze złości, że tak rzadko ich używam, jednak cierpliwości mi do nich nie starcza, bo czekać trzeba w nieskończoność a efekt często jest po prostu żaden.



I wspomnienie dwóch ostatnich, ale jakże różnych pod względem pogody weekendów.



I ktoś kto był bardziej zaskoczony i nieszczęśliwy z powodu opadów śniegu i załamania pogody od naszych drogowców.

















Cierpienie wpisane jest w życie. Jak Pan sobie z nim radzi?
Jedną z technik jest przytulenie nieszczęścia, rozpaczy, ciemności. Wydaje mi się, że w zmacdonaldyzowanej zachodniej umysłowości nieszczęście zawsze zostaje sierotą. A trzeba je wpuścić za próg, nie wyganiać na zimno. Bo jak się wygoni, to wróci kominem i zabije. Lepiej powiedzieć: - Słuchaj, tutaj nie ma dla ciebie specjalnie noclegu. Jak chcesz, możesz dwie-trzy noce przespać na podłodze. Masz tu herbatę, popatrzymy sobie w oczy, ale potem spierdalaj. Buddyzm nie mówi "jestem nieszczęśliwy", ale "jest i nieszczęście". To jest droga dla odważnych. Jest też takie piękne powiedzenie: "Życie to jest strumień, który raz niesie piękne kwiaty, a raz zwłoki zwierząt".
Krzysztof Majchrzak