Dziś wpis odrobinę jakby kaleki, bo miałam pokazać dwie szafeczki na klucze, ale będzie tylko jedna gdyż druga zasili moją jakże różnorodną a przede wszystkim długą jak do Kasprowego kolejkę do szlifowania przedmiotów niespełniających wymogów estetycznych a ponieważ wyjeżdżam w tym tygodniu służbowo to nie będzie czasu na drugie podejście i mimo, że powszechnie wiadomo, że czas to drań to czasem czas też potrzebuje trochę czasu i serca a nawet rozumu a resztę pominę milczeniem pozorując dobrą minę do złej gry.
Szafeczka, która spełniła jako
tako wymogi estetyczne, ale ziaje ułomnością jest zrobiona przez naszą małżeńską Sp.z.o.o,
ponieważ wyprodukował ją małżonek, dzięki czemu jest znacznie większych rozmiarów,
niż te ze sklepu a do tego jest - „artystycznie poorana”, bo mój małżonek przejawia
artystyczne upodobania tyle, że są to upodobania odrobinę szorstkie, (hm...nie
dałam do ocenzurowania, więc nie wiem jaka będzie reakcja).
Dzięki artystycznemu pooraniu, zabejcowaniu
i przeszlifowaniu wyłonił się jasny kolor surowego drzewa, który kontrastuje z
ciemną bejcą poza tym nie wiem czy to widać na zdjęciu, ale w rzeczywistości szafeczka
wygląda na lekko wyboistą i tak bardzo spodobał mi się ten wyboisty, rustykalny
efekt, że polakierowałam ją tylko kilka razy, aby jej nie uładzić w końcu to
nie jest dywan i nie będzie potrzebny notoryczny kontakt fizyczny.
Szafeczka
nie jest dopięta na ostatni guzik, bo nie ma haczyków na klucze, czyli
właściwie czegoś, do czego została powołana statutowo, ale dzięki temu mogę pokazać
w całej okazałości ciekawe usłojenie na tylnej ściance a nasze klucze muszą jeszcze
poczekać żeby godnie zawisnąć, bo przecież, co ma wisieć nie utonie a czyż ozdóbki
nie są najważniejsze?
A to pewna gwiazdeczka, którą cierpliwie lansuję, czyli Roman w wojnie między białymi a kolorowymi.
Kolejny facet o „pięknie
charczącym” głosie, czyli - Steve Perry
z zespołu Yourney. Piosenka Faithfully to
piękna ballada rockowa, która powstała zaledwie kilka lat po późnym Gierku i
poza tym nie ma z nim nic wspólnego.
Nie dyskutuj nigdy z idiotą - najpierw sprowadzi cię na swój poziom, a potem pokona doświadczeniem.
Wasze wspólne tworzenie daje cudne skutki! Mnie się bardzo podoba, lubię takie jak to ładnie określiłaś "artystyczne pooranie" :)Świetnie podkreślone naturalne piękno drewna. A Roman wygląda jak urocza chilliderka z pomponami ;)
OdpowiedzUsuńFajna szafeczka, dobrze Wam razem wychodzi działanie :).
OdpowiedzUsuńJa lubię rzeczy takie nie całkiem gładkie i błyszczące, takie już mam skrzywienie!
Roman nie wygląda na walczącego, raczej jakby kontemplował.........
Pozdrawiam :)
Szafeczka wyszła Wam niezwykle klimatycznie...pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDuecik żona+mąż=super szafeczka!
OdpowiedzUsuńJak na własną produkcję, a domniemywam, że szanowny małżonek nie jest stolarzem to szafeczka prezentuje się bardzo dobrze!Roman zdecydowanie wygrywa z kolorowym! Już na wejściu walki miał przewagę, ponieważ Roman składa się wyłącznie z "naturalnego surowca", a kolorowe bardzo, bardzo nie:)
OdpowiedzUsuńBulmo strasznie mi się podoba określenie na Romana chilliderka z pomponami chyba się przyjmie.
OdpowiedzUsuńEwkiki lubię rzeczy niebłyszczące i szorstkie jak Ty, ale to chyba nie jest zboczenie mamy, bo takie rzeczy mają więcej duszy.
I. dzieki za miłe słowa i za uściski.
Kasiu masz rację duecik z nas taki, że jak mówi mama dobraliście się jak w korcu amku.
Pracownia Esta - wymyśliłaś kolejny ciekawy termin na Romana - naturalny surowiec. Piękne i delikatne, bo ja bym powiedziała o nim coś mniej cenzuralnego.
Pozdrawiam
Grażyna
Piękna szafka:). Zazdroszczę tak zdolnego Małżonka, bo mój to raczej teoretyk:D
OdpowiedzUsuńPiosenka świetna, nie znałam jej. Głos super, bardzo podobny do wokalisty Nazareth, którego ballady rockowe uwielbiam. Pozdrawiam. Hania
Oj Haniu uwielbiam Nazareth jeszcze bardziej niż Yourneya. Jakos teraz nie ma facetów z takimi mocnymi chrypami i chyba sobie stworzę małą historyczno-muzealną płytotekę na tym blogu.
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa w sprawie szafki no i w sprawie męża.
Grażyna
Poorane lubię! czasem sama orzę, jak mam taką artystyczną wizję, więc orzącego małżonka zazdraszczam i pochwalam;-)
OdpowiedzUsuńRoman jest moim faworytem i zdecydowanie wymiata (nomen omen) tą barwną miotełkę;-)
Chrypka sexi bardzo... też lubię...
Ściskam czule!
I ja stawiam na poorane, pogryzione (zębem czasu), nierówne i niedoskonałe. Bo tylko w tym wszystkim widać, że jedyne w swoim rodzaju i autentyczne i nie od sztancy. I jeszcze w moich ukochanych brązach. Pięknie moi Państwo! Pięknie!
OdpowiedzUsuńTak Inkwizycjo masz rację orzący Małżonek to bardzo dobra i rzecz pożyteczna.
OdpowiedzUsuńMiro dziękujemy za uznanie no i oczywiście nie ma jak nasze brązy.
Zaorane małżeństwo
Bardzo stylowa szafka na klucze:)
OdpowiedzUsuńA co małżeńskich manufaktur, to zawsze uważałam, że nic tak do siebie nie zbliża, jak wspólne przedsięwzięcia. Tak więc życzę jeszcze więcej takich wspólnych prac, tym bardziej, że rezultaty wychodzą Wam bardzo efektowne.
Oj tak Ren-yu we wspólnych zapędach to my się potrafimy tak zapędzić, że świata nie widzimy.
OdpowiedzUsuńI do not know if this is visible in the picture, http://customresearchpapers.ws/blog/history-term-paper-topics.html but in fact the cabinet looks slightly bumpy, and I really liked the bumpy, rustic effect.
OdpowiedzUsuńBut in fact the cabinet looks slightly bumpy, and I really liked the bumpy, rustic effect of it several times to not clean it, after all, it's not a carpet.
OdpowiedzUsuń