Zgodnie z powiedzeniem, że kto
rano wstaje ten jest niewyspany myślę sobie jak wiele dobrego jest w stanie
zdziałać odpowiednia ilość snu i oczywiście łyk bieszczadzkiej atmosfery. Te mikroskopijne w skali roku sielskie chwile stabilizacji emocjonalnej od razu zaowocowały odmiennymi, złapanymi jak kiepski złodziej na gorącym uczynku przemyśleniami, że pozostawiony w tzw. tyle świat wcale bez nas nie zbankrutuje wręcz przeciwnie pewnie ma się doskonale. Wystarczy tak krótko nic nie musieć albo musieć to, co się chce a człowiek dochodzi do tak odkrywczych wniosków i co gorsze przypomina sobie o jakiś bezlitośnie zarzuconych marzeniach.
Na pamiątkę tegorocznego pobytu w Bieszczadach kilka fotek zwierzęcych par, które zrobiłam w szpitalu dla chorych i zranionych zwierząt w Lisznej, a które udało mi się uchwycić w obecności jakiejś bardzo różnie usytuowanej, niewidocznej osi
Jadąc na oparach tych urlopowych wspomnień żeby nie dopuścić do pustostanu na blogu w miesiącu wrześniu po urlopowych i służbowych wojażach uwieńczonych oczywiście zwolnieniem lekarskim, ostatnim rzutem na taśmę zrobiłam min. taki słoneczny komplet, przed nastaniem jesieni z tą jej nobliwą i co tu gadać pełną klasy kolorystyką.
Na pamiątkę tegorocznego pobytu w Bieszczadach kilka fotek zwierzęcych par, które zrobiłam w szpitalu dla chorych i zranionych zwierząt w Lisznej, a które udało mi się uchwycić w obecności jakiejś bardzo różnie usytuowanej, niewidocznej osi
Jadąc na oparach tych urlopowych wspomnień żeby nie dopuścić do pustostanu na blogu w miesiącu wrześniu po urlopowych i służbowych wojażach uwieńczonych oczywiście zwolnieniem lekarskim, ostatnim rzutem na taśmę zrobiłam min. taki słoneczny komplet, przed nastaniem jesieni z tą jej nobliwą i co tu gadać pełną klasy kolorystyką.
Do wykonania kompletu użyłam min. zestawu do decoupage firmy Corex, która jest dystrybutorem niemieckiej firmy Nerchau w Polsce. Nie mam wielkiego doświadczenia w ilości przetestowanych produktów, bo jak mi coś przypasuje to się przyzwyczajam, ale coś tam konstruktywnego może uda mi się napisać.
Po pierwsze brawa za pojemniczki, bo dla tych, które używając farb malują całą okolicę łącznie z sobą znacznie zmniejsza to straty, gdyż jest prosty i bezpośredni dostęp do preparatu i nie trzeba się mocować przy jego otwieraniu albo w pocie czoła szukać machiny, którą uda się przepchać jakiś mikroskopijny dziubek. Najbardziej podobał mi się klej wydajny i gęsty, więc przy serwetkach było mniej niż zwykle problemów z przerywaniem tym bardziej, że na butelce jest bodajże pięć różnych motywów z serwetek o bardzo różnej jakości.
Podobnie jest z farbami, które też są gęste a przy okazji nasycone i rozbrykane kolorystycznie, co daje możliwość tworzenia i mieszania kolorów przy użyciu naprawdę maleńkich ilości.
Dla stonowania nastroju zrobiłam świecznik z kieliszka z nieśmiałym i prostym jak drut reliefem, używając glitter linera również firmy Nerchau, który ma bardzo cieniutki dziubek, co tym razem jest dużym plusem i jest bardzo istotne dla początkujących, bo i tak nie raz i nie dwa zdarzyło mi się postawić plamę lub za dużą kupkę. Nie pytajcie ile ćwiczyłam przed postawieniem pierwszych reliefowych kulfonów, ale bardzo się cieszę, że się zmobilizowałam, bo to mój bardzo mały krok, ale jak wiemy niektóre kroki mają duże znaczenie czasem dla całej ludzkości. Podsumuję ten zestaw tak: nie wszystkiego użyłam, ale tego, co użyłam na niczym się nie zawiodłam i pewnie jeszcze wrócę do tych preparatów, których nie użyłam.
Jeszcze etiu zmalowałam z pałacem i truskawkami aby wreszcie czerwone pomidory w moim domu nie czuły się tak osamotnione i nie pytajcie dlaczego nad truskawkami jest napis orange, bo po pierwsze robiłam je z odpadków podekupażowych a właśnie taki samotny odpadek mi został, po drugie potrzebny był niebieski do przełamania żółcio-czerwieni a po trzecie nie miałam napisu truskawki, no bo kto ma?
I jak, co roku
działania prewencyjne polegające na odsuwaniu od siebie myśli o powrocie do
rzeczywistości zawiodły, bo jak u większości z nas jak bumerang wrócił moment, kiedy dźwięk budzika wyrywał ze snu a
pod skromne progi zajechał przysłowiowy wózek, który każdego zmusza do zgięcia karku,
aby łatwiej go było ciągnąć. Reszty dopełnia ten pokręcony szary ważniak - mózg oraz nieubłagany sztywniak - czas, którzy w zgranym
duecie bezszelestnie i podstępnie zamieniają księcia w żabę, czyli urlopowy
nastrój w zagonioną codzienność. Jednak
przyjaźnią, miłością, pasją albo jeszcze czym innym, co tam kto umiłował możemy odczarowywać księcia, choćby na krótkie
chwile. Metoda zależy od nas.
Witaj po powrocie :-) Chociaż za żółcią nie przepadam, to muszę przyznać, że w połączeniu z czernią i szarościami - jako jedyny "kolorowy" kolor - ma swój urok... Zwłaszcza w Twoim karteczkowym wydaniu. Chociaż stare złoto kieliszka - jak dla mnie - jest bezkonkurencyjne! A reliefy urocze ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)
Dzięki Ar_niko ja tez za żółcią nie przepadam, ale lubię coś zrobić wbrew sobie. Reliefy zdecydowanie biorę na warsztat.
UsuńZwierzaki urocze, a prace jak zwykle piękne:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Edyto za miły komentarz i za odwiedziny.
UsuńCo ma początek musi mieć koniec, nawet Wszechświat - podobno? A może ten budzik nas porządkuje, dlatego mamy decoupage. Tu robimy co chcemy! Daleko mi do Twojej perfekcji i stylu ale co by było, gdyby nie było odskoczni. Zestaw faktycznie ładnie nałożony, wolę słoiczki :) miłego wstawania i działania :)
OdpowiedzUsuńNie przekonałaś mnie Mażeno. Stanowczo mówię budzikom - śmierć i dzięki za miłe słowa.
UsuńW tym roku nie miałam urlopu i muszę powiedzieć, że dobrze mi z tym:) Przykro, bo nie było na co czekać, ale fajnie, bo nie przeżywałam końca. Końca przeżywać nie lubię bardzo i są takie przyjemności w życiu, z których już wolę zrezygnować, by nie przeżywać załamania z powodu ich zakończenia. Strasznie się zachowawcza robię z wiekiem...
OdpowiedzUsuńAle jeśli o Bieszczady chodzi, to już czuję ich delikatny zew i myślę sobie, że skuszą mnie nawet za cenę dyskomfortu z powodu przemijania...
Czernie i szarości mają magiczną moc - każdy kolor w ich sąsiedztwie nabiera klasy. Bardzo mi się podobają Twoje kompozycje, a jako przyszła fotografka (he,he - na samą myśl uśmiechnęłam się z politowaniem) szczególną uwagę zwróciłam na czarno-biały portret dziewczynki w sukience w żółte kwiaty - mam nadzieję, że kiedyś nauczę się czegoś takiego.
Mam nadzieję, że jednak coś Ci wypadło i dlatego nie poszłaś na urlop a nie dlatego, że potem ten rozdzierający smutek człeka ogarnia. A co do zdjęć rzeczywiście super fotka, ale to chyba robią ludzie, którzy z tego żyją, więc nie ma co wpadać w kompleksy.
UsuńNo tak, brak urlopu to nie był mój, z premedytacją, wybór;) Mimo przykrości końca, urlop to za fajna rzecz, by z niej rezygnować. Koleżanka na macierzyńskim nam wypadła....
UsuńLipa z tym końcem urlopu, prawda? Ale jak sobie człowiek odpowiednio naładuje akumulatory, to łatwiej potem ciagnąć ten wózek... Urocze zdjęcia duetów, a zestaw w eleganckiej czarno-żółtej kolorystyce jakiś tak bardzo radosny ;) No klasa sama w sobie!
OdpowiedzUsuńŚciskam czule;)
Dzięki Inkwizycjo pewnie, że ten cholerny wózek trochę lżejszy się robi na jakieą dwa tygodnie, ale dobre i to.
UsuńJa już pierwszego dnia urlopu potrafię się martwić, że zaraz będzie jego koniec, a potem dłuuuuugo trza czekać na kolejny. I właśnie jestem na tym etapie, czekania oczywiście. Śliczne serwetki, kolorystyka bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńJa się oduczyłam martwienia przed urlopem, że kiedyś nastąpi jego koniec, ale potem nie ma siły deprecha pourlopowa na bank. Trzeba by zostać rentierem i problem z głowy.
Usuńkielich lampion cudo
OdpowiedzUsuńDzięki Gosico starałam się.
UsuńWytwory rąk, jak zwykle uwielbiam, ale wytwory "szarego ważniaka" uwielbiam jeszcze bardziej....
OdpowiedzUsuńDziękuję Joanno alem ja niezaawansowana na portalach społecznościowych i musiałąbym się wdrożyć, co nie nastąpi zbyt szybko ,ale może spróbuję. Rozumiem, że ciekawe rzeczy się tam dzieją.
OdpowiedzUsuńO tak szary ważniak im bardziej pokręcony tym bywa ciekawiej. Serdecznie dziękuję Iwono a miłe słowa i za docenienie "pokręconego".
OdpowiedzUsuńКакие замечательные работы!Прелесть!
OdpowiedzUsuńА парочки просто очаровательны:)
Bardzo dziękuję Cbetlano za przemiły komentarz.
UsuńJak kiedyś oswoisz FB to zapraszam!
OdpowiedzUsuńWitam, pierwszy raz piszę komentarz, choć zaglądam często, zawsze z zachwytem. Ja również początkuję z reliefem, ale moja ręka jest zddecydowanie mniej precyzyjna od Twojej :-), nie poddaję się, ćwiczę. Przepiękne rzeczy tworzysz, komplecik cudny, a świecznik bajeczny. Pozdrawiam gorąco
OdpowiedzUsuńJuż napisałam u Cibie na blogu Renaro, że moje releify stały przy Twoich przez bardzo krótki moment. Ja naprawdę raczkuję, ale dziękuję za miłe słowa.
UsuńCudności! Wena Cię nie opuszcza........
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno i dziękuję!
Dzięki Ewo, że mimo wszystko znalazłaś chwile żeby wpaść do mnie.
UsuńEtiu bardzo mi się podoba - między innymi przez tę truskawkę "pomarańczową" ;). Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo prawdopodobnie jest jedyna na świecie pomarańczowa truskawka. Dziękuję Palmette.
UsuńNie omieszkam, ale Joanno już nie znajduję czasu na kolejny "zabieracz czasu". Dużo tego.
OdpowiedzUsuń:))))))))))) Kochana duszo niezależna niczym wiatr, no kocham czytać co piszesz, NO!
OdpowiedzUsuńDzióbek maleńki i mi by się przydał aby kupek nie robić.....
ale co tam dzióbek :)
gdy Ty tak lekko wiosenną żółć tu łączysz, że wygląda jak jesienna................
aż mi żal, że nie mam żadnej Twojej pracy do inspirowania i naocznego podziwiania......
Kielich jest niesamowity!
OdpowiedzUsuń