piątek, 15 marca 2013

Vintage, vintage

No właśnie vintage, vintage a do końca nie wiedziałam, o co chodzi poza tym, co wiedzą wszyscy,  że to mieszanka stylów, że nowe w stare albo stare w nowe no i że wszystko po swojemu. Sięgnęłam, więc do kilku źródeł i wyczytałam, że słowo vintage oznacza dobry rocznik szlachetnego wina z owoców jednego sezonu. Dlaczego? Bo dobre projekty nie starzeją się nigdy lub inaczej starzeją się pięknie jak wino, które dopiero z czasem nabiera dobrego smaku. Powstał z buntu przeciw obowiązującym regułom, modom perfekcyjnie urządzonych wnętrz i rzeczywiście miesza wszystko nie uznając żadnych reguł.


Przez to mieszanie bywa szalony, zaskakujący i ekonomiczny a może dlatego jest szalony i zaskakujący, bo jest ekonomiczny, ponieważ o jego jakości nie  świadczy cena, ale pomysłowość zrodzona najczęściej z pracy własnej. Staje się oczywiste, że projektanci wnętrz na nim nie zarobią tym  bardziej, że preferuje przedmioty z odzysku stare jednak nie antyki, ale takie klasą i anegdotą. Styl vintage nie kopiuje przeszłości, ale zachęca do wariacji na jej temat.


Nie wszystkie moje rzeczy, które pokażę dzisiaj spełniają powyższe warunki, jednak ten mały stołeczek na pewno zresztą czy warto zastanawiać się nad ilością bonda w bondzie. Nie mam zdjęcia z przeszłości a szkoda, bo przeszedł wiele remontów, ale ponieważ mąż chciał mi zrobić niespodziankę wyszlifował go potajemnie no i udało się, bo na jego widok dopamina momentalnie zalała mi umysł aż mi kokardy powiewały. Jednak ze względu na jego opłakany stan mimo szlifowania musiałam potraktować go  kompleksowo, czyli po pomalowaniu blat okleić po całości.


Dziwne urządzenie, które po przeróbce dalej pozostało dziwnym urządzeniem, ale teraz najbliżej mu chyba do wazonu.


Wałek do ciasta symbol męskiego ucisku lub inaczej kropka nad i małżeńskich sprzeczek. Tym razem ucisnęłam małżonka w ten sposób, że wyjęłam mu z ręki pilota i włożyłam świeżo polakierowany wałek ze względu na brak lepszego pomysłu na suszenie takiego kształtu, ale jak to facet żeby wyzwolić się od nudnej roboty położył go między nogami.....krzesła zdziwiony, że nie miewam takich pomysłów no, ale albo ozdóbki albo technika. Ostatnio rozwalił mnie tekstem: nie ziewaj jak rozmawiasz z mężczyzną swojego życia, więc staram się  jak mogę. 



Kilka płaskich, ozdobionych jaj ze sklepu EKO-DECO i kartki do kompletu. No cóż wszyscy mają jaja mam i ja.


Na końcu kartkę okleiłam koronką i stwierdziłam, że mi się nie podoba a odkleić już było za późno. Trudno może jeszcze coś wykombinuję. 



Urocza doniczka wypatrzona w ciucholandzie można by powiedzieć w sklepie vintage, która była zielona, więc ją pomalowałam i poprzecierałam a potem wrzuciłam kilka rzeczy, które przybyły ze sklepu EKO-DECO. No właśnie drogi sklepie a gdzie napis vintage?



To kolejne dziwne urządzenie, czyli tara do prania oblepiona półwieczną pajęczyną z pewnością spełnia wymagania vintage. Gdyby na klawiaturze był znak puknięcia się w głowę wyobrażam sobie, że małżonek przymusiłby  mnie do użycia go w tym miejscu, że w ogóle wniosłam to do domu. 



I jeszcze wygrałam candy a tym razem główną nagrodą był taki prześliczny, pachnący woreczek wykonany perfekcyjnie przez Palmette. 




Poza tym było jeszcze kilka uroczych drobiazgów i nauczyłam się nowego słowa: bobinka, którą również prześlicznie wykonała Palmette a ponieważ naukowych definicji raczej starczy na jeden wpis a Wy dobrze wiecie o co chodzi nie będę wyjaśniać. Palmette jest perfekcjonistką i tylko się od niej uczyć. Jeszcze raz serdecznie Ci dziękuję Palmette za te cudeńka i za  zabawę.


Krótka historia innej doniczki. Tylko na moment wyjęłam z niej kwiatek aby go zrosić a tu już nowy lokator się w niej pojawił. Powaga na jego licu raczej nie wskazuje, że lubi podlewanie.



Albo cóż z tego, że kot ciśnie się i wylewa się bokami z pewnego nowo kupionego kosza. Zniewolony i  niezadowolony i tak nie zamierza go opuścić.





Nie chełp się swoimi sukcesami, ale też nie przepraszaj za nie.

niedziela, 3 marca 2013

Zamówienia, prezenty, radości, smutki, czyli samo życie

Serdecznie witam nowe obserwatorki i cieszę się, że tak fantastyczne komentarze zostawiacie wpisując się na moje candy i bardzo cieszą mnie słowa, że mój blog bywa dla Was wytchnieniem od codzienności. Poza tym mały kącik poezji tam się zawiązał i z pewnością jakoś wykorzystam Wasze liryzmy, ale na razie jest to w fazie projektu.
Po tytule sądząc mam na dzisiaj kilka tematów, ale ponieważ w każdej dziedzinie powinna obowiązywać kolejność dziobania na początek moje wytwory a na pierwszy ogień komódka. Dostałam pewne wskazówki, co do gustu osoby, dla której została przeznaczona a mianowicie, że lubi różowy, więc zrobiłam ją na.......szaro z akcentem fioletu i mam nadzieję, że lepiej lub gorzej zaspokaja on to zapotrzebowanie na róż.



Zrobiłam też kartkę we fioletach i kropkach, ale ponieważ byłam z niej niezadowolona to ostatnim rzutem na taśmę dorobiłam drugą żeby być z tej drugiej jeszcze bardziej niezadowoloną a w rezultacie obie sobie wywędrowały. 



Jak widać ostatnio zapanowała tu inwazja kropek, a ponieważ zaraziłam się ostatnio kartkami gorsetowymi to należy się spodziewać również inwazji gorsetów. Jak widać czasy nam się pomieszały, bo staniki dawno spalone a gorsety mają się świetnie.



Pudełko w mocnych, słonecznych barwach na razie tylko podejrzewam dla kogo będzie prezentem.





I drugie pudełko na zamówienie zamówione tak dawno temu, że wstyd i obiecałam z różami, ale niestety u mnie róże jakoś przegrywają na rzecz innych motywów.



Lekko odchodząc od tematu otrzymałam przesyłkę ze sklepu EKO-DECO, który specjalizuje się w bardzo ciekawym płaskim asortymencie do dekoracji dekupażowych. Osobiście najbardziej uwiodły mnie napisy, ale poza tym jest duży wybór przedmiotów takich jak: zakładki, serducha, zawieszki, jaja, zwierzaczki świąteczne, a i znajdzie się coś do scrapbookingu a wszystko bardzo starannie wykonane właściwie mogłoby być wcale nie ozdabiane.



Jeszcze bardziej zbaczając od tematu byłam ostatnio w Toruniu i zauroczyło mnie to miasto niestety nie było wiele czasu, więc przeleciałam przez nie w tempie astronomicznym jak przystało na miasto Kopernika i mimo, że na samo słowo zima wiele z Was ma już awersję to uważam, że Mikołaj w tych ziemskich gwiazdkach prezentuje się szczególnie przystojnie.

Po prawej dom Mikołaja Kopernika.

Na koniec smutna wiadomość, bo chyba podobnie jak w realu złe wiadomości wciskamy w najciemniejszy kąt świadomości tak i ja zostawiłam ją na koniec posta. Odeszła od nas nasza kochana suczka Nyguha, a jeszcze nie dawno starałam się pocieszyć naszą koleżankę, której kocio był w zdrowotnych tarapatach i szastałam pewnym mądrym chińskim przysłowiem, że najgorzej będzie tym zwierzętom, które nas przeżyją na szczęście z kociem wszystko w porządku. Niestety przysłowie jakoś nie zadziałało na moim organizmie i nie udało mi się przejść przez to wydarzenie suchą stopą.




Nyguha rzadko tu gościła, bo nie lubiła błysku flesza kochała spokój i ciszę zresztą pod koniec słyszała tylko ciszę. Pocieszam się, że daliśmy jej kilka szczęśliwych lat no i że jest wiele różnych przysłów, np. jeśli zamykają się jedne drzwi to otwierają się inne czy jakoś tak.....













Stoi czasem człowiek przed zadaniem skołowany jak pies z kijem w pysku przed wąskimi drzwiami. Pies kręci głową a przez drzwi nijak przejść nie może. Gdyby na chwile ten kij wypuścił i potem złapał go z innego końca byłoby po kłopocie. Oderwanie się na moment od główkowania, co zrobić z tym fantem jest czasem jedynym wyjściem żeby znaleźć wyjście.

piątek, 15 lutego 2013

Oswajanie pasji, czyli candy na trzy lata z życia pasjonata.




Trochę nagięłam w czasie to candy, ale chciałam bartdziej galowo wraz z pięćdziesiątym postem, który to właśnie dziś wypada i tradycyjnie obrządek techniczny z tym związany zostawiam na koniec, bo kilka myśli mnie prześladuje na temat stadium pasji, w jakiej obecnie się znajduję.



Dawno, dawno temu załączyłam na blogu filmik z pewnego intrygującego wykładu pt. – Pudełka nicości, w którym w kosmicznym skrócie chodziło o to, że każdy facet powinien mieć prawo do robienia tego, co chce, kiedy chce a zwłaszcza nie robienia tego, czego nie chce też wtedy, kiedy chce a kobieta, która mu taką możliwość odbiera jest zołzą. Małżonek powiedział kiedyś jak targałam przed sobą kilka pudełek z klamotami dekupażowymi, zza których nie było mnie widać, że ja to mam dużo takich pudełek nicości. Uśmieliśmy się oboje i w duchu przyznałam mu rację, bo odkryłam świat, który zatrzasnął drzwi codziennej rutynie oraz zdałam sobie sprawę z upływu czasu i nie wylewania go z kąpielą, ale dostałam też po łapkach i zrozumiałam, że tej  gonitwy się nie wygra można maksymalnie wyśrubować harmonogram życiowy, bo czas to wiadomo drań i ani go rozciągnąć, ani przekupić no i szybko pojawiają się skutki uboczne choćby zdrowotne a i męża trzeba ofuknąć po raz setny, kiedy mnie napastuje z pilotem w ręku - no i po co ty tak się męczysz? lub robi rewoltę na temat kolejnej  walizki ze śmietnika. Teraz się śmieje, że stoi w przedpokoju zawsze gotowa.





Wracając do przyziemnych spraw technicznych związanych z candy  zasady jak zwykle, czyli:
- komentarz pod tym postem,
- załączenie poniższego zdjęcia-baneru na swoim blogu,
- mile widziane dodanie się do obserwatorów. 


Co wchodzi w skład candy jak widać na załączonym obrazku: taca, puszka, kartka, stos kilkudziesięciu serwetek oraz w ostatniej chwili dorzuciłam zakładkę, więc jeszcze muszę ją postarzyć i wylakierować.

A losowanie odbędzie się również jak widać na załączonym obrazku 7 kwietnia i życzę wam am miłej zabawy no i powodzenia.



niedziela, 10 lutego 2013

Tego posta miało nie być

Jednak moja kalkulacja okazała się błędna i muszę go wrzucić z pewnych tajemniczych powodów a póki, co wykonałam kolejną nietypową jak dla mnie kartkę a do kompletu świecznik ze szmatek zalegających w szafie.




Po tych nieco perwersyjnych pracach odrobina niewinnego błękitu dla równowagi. Niby nie komplet, ale poza kolorem  coś ich łączy.



I na prośbę Edy pewien tajemniczy gliniak, którego rąbek tajemniczo wyzierał na jednej z fotek w poprzednim wpisie, więc dziś gliniak bez tajemnic. Edo masz oko, bo ja bym nigdy nie wyczaiła, że jest z gliny, choć to prawda, że sinieje od wody jak ten wrzos na parapecie.
















Zasada religijna  - kto nie jest ze mną jest przeciwko mnie.
Zasada polityczna - kto nie jest ze mną jest łotrem.


niedziela, 3 lutego 2013

Od nadmiaru głowa boli

Wpadłam po uszy w robienie kartek, bo żeby mnie na kole łamano nie powiem, co wolę robić i  chyba mogę mówić już o pasji równoległej do decoupage a dzisiaj  przygotowałam wszystkiego po trochu.


Kartki ze słodkimi vintygowymi dzieciakami  te same, ale nie takie same, bo miałam ochotę pożonglować różnymi gadżetami i tym samym motywem.



Dwie zakładki i kartka z bardziej lub mniej zmysłowymi motywami a jedna z takim, który gdzieś, kiedyś się na blogu przewinął, jednak uważam, że te pastelowe ciała są tak pięknie i niebanalnie ujęte, że warto je pokazać po raz kolejny.



Serducho tym razem zakupione, bo nigdy nie udało by mi się czegoś takiego wykonać (czytaj: uszyć), choć nigdy nie mów nigdy mówi pewne przysłowie. To była miłość od pierwszego wejrzenia i do tego za grosze. Na razie biegam po domu i usiłuję je jakoś godnie wpasować.



Trochę pobielonej wikliny na kolejne koronki, które rozrastają się ostatnio z szybkością astronomiczną  a teraz będą zalegały w sposób bardziej zdyscyplinowany.

















Nie pamiętam jak brzmi dokładnie ta myśl ani kto to powiedział, ale mniej więcej chodzi o to, że:
 Może dla świata jesteś nikim, ale dla kogoś jesteś światem.